niedziela, 25 grudnia 2011

W mikroskali moralnej

„rozgrywają się dramaty: Abla i Kaina, a potem Izaaka i innych. «Abel był pasterzem trzód, a Kain uprawiał rolę». Obaj pracowali, ale «Pan wejrzał na Abla i na jego ofiarę; na Kaina zaś i na jego ofiarę nie chciał patrzeć». Skończyło się bratobójstwem. «Przecież gdybyś postępował dobrze, miałbyś twarz pogodną» – tłumaczył przedtem Kainowi Pan Bóg. Ale to mu nie wystarczyło. Zazdrość o Bożą łaskę, zawiść wobec obłaskawionego brata okazały się silniejsze. Poszli zatem na pole… (por. Rdz 4, 2-8). Nieuprzedzona względami religijnymi refleksja filozoficzna pozwala w tym miejscu widzieć również Kainową niełatwą dolę: żyje po swojemu, ale o tym, że żyje źle, dowiaduje się w pełni niejako post factum – widząc moralny dobrobyt moralnie poukładanego brata i doświadczając odrzucenia własnej ofiary. Gdyby to jeszcze był ktoś obcy, daleki, nieznany. Ale nie. To brat, żyjący tuż obok. Dlaczego więc, Boże, widząc jego dobre życie w moim pobliżu, mnie samemu pozwoliłeś miotać się w tym bałaganie, i czynić ofiarę bez szans jej przyjęcia?… Gdyby powyższe było jedynie wyrazem nieudolnych dywagacji piszącego te słowa, można by to zignorować. Ale jeśli takie Kainowe myślenie jest zwyczajnie obecne w ludzkim doświadczeniu, zasadnie lekceważyć go wręcz niepodobna.
[…]
Mikroskala moralna jest miejscem żłóbka. Tu Dziecię nowonarodzone skupiło uwagę ludzi rozmaitych. Wszak niewiele było o Nim wiadomo z daleka. Trzeba więc było podejść bliżej, by dowiedzieć się więcej. Bał się Herod, ale na twarz przed Dziecięciem upadli Magowie. Przyszli także pasterze, wystraszeni uprzednim spotkaniem z aniołem. Teraz w prostocie swojej mówili już tylko, co ów im objawił. I wszystko to mogłoby jakimś rozproszeniem naznaczyć charakter sytuacji – kwestionując zasadność eksponowania mikromoralnego jej oglądu – gdyby nie doniesienie o postawie Maryi: «zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu» (por. Mt 2, 1-12; Łk 2, 1-18). To, co wydarzyło się obiektywnie, wywołując dalekosiężne reperkusje, miało swój podmiotowy pierwiastek, uchwytny właśnie w mikroskali moralnej”.

Więcej w: Wojciech Zieliński, Ekologia świadomości w mikroskali moralnej, „Studia Elbląskie”, t. XII, 2011, s. 385-396.

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Pytanie o etykę

„Czy etyk – bez arsenału owych ważnych pojęć i zagadnień, którymi zajmuje się za biurkiem swej specjalistycznej wiedzy i z którymi obnosi się przed maluczkimi, i bez poczucia własnej ważności środowiskowej – ma coś istotnego do powiedzenia ludziom tu i ówdzie spotykanym? Coś więcej niż to, co od nich samych mógłby usłyszeć? Czy przestrzeń tego codziennego spotykania w ludzkim doświadczeniu jest, czy może być, dla dzisiejszej etyki, jeszcze jakoś atrakcyjna, interesująca, ważna? A może etyka już tylko wstydzi się banału codzienności? Ale jeśli tak jest, to właściwie przed kim z tego wstydu musi się tłumaczyć?”…

Więcej w: Wojciech Zieliński, Niech mi będzie pomocna! Uwagi o potrzebie etyki jako małej filozofii praktycznej, „Edukacja Etyczna”, 2011, nr 2, s. 2-12.

sobota, 3 grudnia 2011

Dziennikarze

Dziennikarza chroni jego rzetelność i odwaga, ktoś kto domaga się czegoś więcej jak widać stracił zaufanie do samego siebie, nie wierzy już (ciekawe dlaczego?) w to że ludzie mogą dziennikarzy szanować (Witold Gadowski). Skądinąd zdumiewające jest, że komukolwiek może przyjść do głowy wizja, iż dziennikarz jest kimś na kształt już nawet nie urzędnika państwowego, ale wręcz funkcjonariusza. Już nie jest reprezentantem obywateli przyglądającym się władzy, ale częścią tejże władzy chronioną przed obywatelami! (Robert Mazurek).

środa, 30 listopada 2011

Spór o wartości

„Gdyby polscy politycy z jakichś względów nagle zapomnieli o swojej przynależności partyjnej, prawdopodobnie staliby się w znacznie większym stopniu zdolni do osiągania porozumień w wielu istotnych dla naszego kraju kwestiach. O przynależności partyjnej jednak nie zapominają, a ta, generując sformalizowane roszczenia ważnościowe pod adresem argumentacji leżących u podstaw decyzji przygotowywanych do podjęcia, nierzadko wyklucza akceptację określonych rozwiązań właśnie z tego tylko względu, że płyną one z przeciwnej strony sceny politycznej. Spór o wartości toczy się zatem wielokierunkowo – kierunki wyznaczają wszak jednostkowe działania poszczególnych podmiotów – niejako w obrębie samej przestrzeni społecznej, która wobec braku zewnętrznych idei porządkujących, samoistnie niejako dostarcza owemu sporowi uzasadnienia: jakoś musimy się ze sobą porozumieć, skoro nie możemy zamienić tego świata na inny, i skoro nie ma instancji, co do konieczności podporządkowania się której wszyscy moglibyśmy się zgodzić”.

Więcej w: Wojciech Zieliński, Decyzja aksjologiczna w sporze o wartości, w: Konflikt interesów – konflikt wartości, red. A. Węgrzecki, Kraków 2005, s. 69-80.

poniedziałek, 21 listopada 2011

Polska „Solidarność”

„była i pozostaje wydarzeniem moralnym. Jakością, w ramach której, upodlony systemem, pojedynczy i zwyczajny człowiek stał się na ten krótki historyczny moment podmiotem społecznego działania. Wcale nie stał się przez to doskonały i wcale nie wyparowały jego liczne wady, tak trafnie malowane kiedyś filmami Stanisława Barei. W tym kontekście wątpliwe wydaje się przekonanie, że «Solidarność» cechowała «jedność w różnorodności» i szlachetny polityczny pluralizm (…). To była raczej jedność w jedności oporu przeciwstawiona jedności betonowej władzy. A mówi o tym przede wszystkim bezpośrednie doświadczenie tamtego czasu. Być może doświadczenie naiwne, tak jak naiwnym okazało się owo poczucie solidarnościowej jedności w Polsce lat dziewięćdziesiątych, ale za to doświadczenie proste – w przeciwieństwie do treści naukowych rozpraw, rozdrabniających, a czasem niepostrzeżenie wtłaczających rzeczywistość w arbitralnie skonstruowane myślowe schematy. O tym, że «Solidarność» była wydarzeniem napisano jednak powyżej nieprzypadkowo. Bo właściwie nie wiadomo, jak długo ta ważność zwyczajnego człowieka utrzymała się na powierzchni politycznych przemian – czy aż do dnia ogłoszenia stanu wojennego, czy może tylko do chwili podpisania Sierpniowych Porozumień. Po roku 1989. chętnie podpierano się autorytetem zwyczajnego człowieka – i czarni, i czerwoni, i szarzy, i zieloni chętnie korzystali z jego kartki wyborczej, niewiele później oferując w zamian, a nierzadko – w poczuciu niezadowolenia z osiągniętych wyników – narzekając na zwykłego człowieka, że kolejny egzamin z demokracji oblał”.

Więcej w: Wojciech Zieliński, O „Solidarności” z dystansu, recenzja: [„Solidarność” w imieniu narodu i obywateli, red. M. Latoszek, Kraków 2005], „Środkowoeuropejskie Studia Polityczne”, 2006, nr 2, s. 231-236.

poniedziałek, 14 listopada 2011

Prawo i niesprawiedliwość

W kulturze politycznej nie dbającej o sprawiedliwość, a jedynie o praworządność, najuczciwsza nawet jednostka nie ma większych szans na przetrwanie i realizację swych celów, interesów, a przede wszystkim: wartości moralnych (Ewa Nowak, Karolina M. Cern).

piątek, 11 listopada 2011

Doświadczenie prywatnego istnienia

Ważne jest właśnie to, jak wygląda życie polskie – to, które toczy się w naszych domach. Polskość funkcjonowała tak przez setki lat, w dworkach, w zaściankach, w szlacheckich okolicach. Miała się tam całkiem dobrze. Mamy w takim prywatnym istnieniu duże doświadczenie i dużą wprawę (Jarosław Marek Rymkiewicz).

poniedziałek, 7 listopada 2011

O filozofii spraw własnych

„W przekonaniu, które legło u podstaw niniejszego zestawienia uwag, ta nieufność we własne zdolności twórcze przede wszystkim z tego się bierze, że my po prostu nie zajmujemy się w filozofii swoimi sprawami, tym, co jest dla nas bliskie i ważne. Zajmowanie się problemami «angielskimi», «francuskimi», czy «niemieckimi» – jako rzekomo naszymi problemami filozoficznymi – jest w punkcie wyjścia (jeśli kierowane jest wyłącznie interesem zauważenia i naukowego uznania) intelektualnie i moralnie nieuczciwe, i dlatego nie przynosi spodziewanych efektów. No tak, ale my przecież nie chcemy być zaściankowi. A polskie i po polsku robione filozofowanie z definicji się zaściankowym wydaje!?”.

Więcej w: Wojciech Zieliński, W poszukiwaniu filozofii znaczącej. Uwagi na marginesie dyskusji, „Diametros”, 2006, nr 10, s. 78-92.

poniedziałek, 31 października 2011

Używanie klasyków

„Przyjęto tu założenie, skądinąd zapewne kontrowersyjne, a być może stojące nawet w sprzeczności z tymi stanowiskami, które filozofię zdają się podporządkowywać rozwojowi nauki, że czytanie i używanie klasyków może dokonywać się bez usprawiedliwień, bez nużącego przekonywania wątpiących, że korzystanie z tego, co napisali klasycy może być dla naszego dzisiejszego, filozoficznego oglądu rzeczywistości użyteczne – czasami użyteczne o wiele bardziej niż przekopywanie się przez całe hałdy papieru zapisane przez producentów przypisów do wcześniejszych przypisów i nieustanne śledzenie naukowych newsów pojawiających się na najwyżej, pod względem rzetelności i fachowości, notowanych portalach. Tak przynajmniej ową użyteczność zdaje się pojmować filozofujący podmiot – zwyczajny działający człowiek – zainteresowany własnym losem, przeżywanym w zastanych warunkach życia społecznego, a niebędący filozofem akademickim. Twierdzenie, że (1) zwyczajnych, działających a zarazem filozofujących ludzi jest więcej niż filozofów akademickich, i że (2) doświadczeniem tych pierwszych warto zajmować się filozoficznie, przyjęto tu bez dowodu, a jedynie na mocy decyzji aksjologicznej piszącego te słowa”.

Więcej w: Wojciech Zieliński, Podmiotowe doświadczanie działania. Relektura wybranych uwag Znanieckiego, w: Studia z Filozofii Polskiej, t.1, red. M. Rembierz, K. Śleziński, Bielsko-Biała – Kraków 2006, s. 197-206.

środa, 26 października 2011

Gdyby ktoś mnie zapytał…

…o najważniejszą lekturę, wskazałbym łącznie trzy następujące:
1. Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu
2. 2001: Odyseja kosmiczna
3. Latający Cyrk Monty Pythona.

Bo właśnie łącznie mówią one o tym, że (ad 1) nie wszystko zależy ode mnie, ale (ad 2) jako człowiek mogę zrobić wiele dobrego, jednak (ad 3) do wszystkiego powinienem mieć stosowny dystans.

sobota, 22 października 2011

Koterie…

powodują, że wielu ludzi stawia nie na swoje umiejętności i doświadczenie, ale na układy towarzyskie. Tacy ludzie zawodzą w sytuacjach trudnych (Waldemar Skrzypczak).

czwartek, 13 października 2011

Niepożądany dystans

„W zakresie edukacyjnego wymiaru współczesnej nauki […] jednym ze sposobów (u)czynienia nauki lepszą wydaje się przywracanie pewnej bezpośredniości relacji: nauczyciel – uczeń (student); innymi słowy, przywracanie moralnego komponentu tej relacji edukacyjnej, który, owszem, w wysoce ztechnologizowanych formach dzisiejszego kształcenia wcale nie wydaje się konieczny, ale też, który – jeśli nabierzemy co do powyższego pewnych wątpliwości – nie pojawi się na mocy oddziaływania samej technologii. Tu znowu rolę wiodącą pełnią konkretni ludzie – ludzie nauki, nauczyciele akademiccy, bo do nich należy zrobienie pierwszego moralnego kroku w stronę tych, do których (s)kierowana jest ich praca. Innymi słowy, chodzi o to, by nie tworzyć zbędnego dystansu między nauczycielem a uczniem (studentem), nie «odgradzać się» od niego komputerem, rzutnikiem multimedialnym, własnymi notatkami, erudycją lub deklaracją ograniczonych kompetencji, itd., zwłaszcza, gdy ów uczeń lub student oczekuje od nauczyciela czegoś więcej niż tylko wiedzy fachowej (a wydaje się, że czasami właśnie tego czegoś więcej oczekuje). Ów niepożądany dystans (s)powoduje bowiem, że być może ważne pytanie nie zostanie zadane, i że próba odpowiedzi na nie nie zostanie podjęta. A to, jak wolno domniemywać, nie będzie pożyteczne dla żadnej ze stron. Wszak współżycie społeczne, porozumienie w sprawach mniej lub bardziej istotnych – a więc to, czego nadmiaru chyba dzisiaj nie doświadczamy – wykorzystuje przecież zdobycze wyspecjalizowanych dyscyplin nauki, ale nic po owych zdobyczach, jeśli brakuje ludzi moralnie zdolnych do ich komunikacyjnej wymiany”.

Więcej w: Wojciech Zieliński, Kilka uwag o aksjologii pracy uniwersyteckiej, „Annales. Etyka w życiu gospodarczym”, t. 9, 2006, nr 2, s. 37-46.

sobota, 8 października 2011

Czy tylko o aktorach?

Czasem wydaje mi się, że to nasze środowisko nie jest już takie odważne jak wtedy… Że dziś taki bojkot byłby niemożliwy, bo każdy jednak woli pieniądze niż ideały. […] Dziwi mnie jednak to, że koledzy z planu z jakichś powodów nie komentują ważnych dla kraju wydarzeń. W najciemniejszych latach stanu wojennego takie polityczne milczenie było nie do pomyślenia. […] Zadziwia mnie, że tych ludzi nic nie obchodzi, a co najwyżej tanie dowcipy, co jutro gramy, kiedy wypłata, a głównie to, żeby nikomu się nie narazić… (Katarzyna Łaniewska)

czwartek, 6 października 2011

Vivat Akademia!

Jeżeli na kilka dni przed wyborami parlamentarnymi aktywny reprezentant partii politycznej głosi wykład inaugurujący rok akademicki na wydziale uniwersytetu, to być może znaczy, że tam wszystko już ujdzie… Może więc nie wymagajmy już zbyt wiele od studentów.

środa, 5 października 2011

poniedziałek, 3 października 2011

Z mojego listu do Leszka…(2)

Za chwilę okaże się, że jednak nie pogadamy, bo ja ze swoim zamiłowaniem do jasności, prostoty, zwyczajności, już nie będę mógł za Tobą nadążyć.

Pytanie z poprzedniego maila – chyba jednak całkiem zrozumiałe – podtrzymuję, ale nie musisz brać go do siebie. Interesuje mnie człowiek działający (np. fotografujący), jego wybory, postawy, społeczne (rynkowe, marketingowe i in.) uwarunkowania tych postaw, sposoby ich uzasadniania itd. Można, owszem, deklarować nieideologiczne podchodzenie do problemu X, ale znacznie trudniej to realizować. Wszak np. rozwijający się fotograf korzysta z edukacji estetycznej, która – jak każda edukacja – nie jest wolna od ideologii. Potem mówi np. „tu widzę tylko określoną formę, tu – grę barw, tu – tylko światłocienie; a to, co wypracowałem to doprawdy ciężki kawałek fotografii, niezrozumiały dla naiwnego laika” itd., ale niewykluczone, że zręcznie korzystając z takiej retoryki, wyuczoną estetyką zasłania etykę. I choć nie ma fotografa, który fotografuje wszystko, to zapewne każdy może sobie postawić pytanie, czy intelektualnie uczciwe jest to, jak uzasadnia swoje działanie (nie mówiąc już o nierzadko problematycznej słuszności samego działania – zob. np. spory nt. fotografii wojennej, albo dyskusje dot. sposobów wygrywania w konkursie World Press Photo).

Myślę, że dobrą (choć niebezpośrednią) ilustrację biegunowo przeciwnych sposobów podejścia do problemu uzasadniania postaw stanowią dwie wypowiedzi, które wyciągnąłem ze swoich notatek i które cytuję poniżej:

Z mojego punktu widzenia prawdziwa kariera nie może być zawrotna. Jeżeli coś ma się dziać szybko, to i szybko się kończy. Aby coś stało się sztuką, musi być dopracowane, przemyślane i obudowane swoistym światłem. Ja swoją pierwszą płytę nagrałem dopiero w trzecim roku działalności estradowej. Dzisiaj często słyszę o takich fenomenach, że „artysta” zaczyna karierę od nagrania płyty, czyli powiedział coś, zanim pomyślał. Dlatego zazwyczaj jest to bezmyślne naśladownictwo, a więc nic oryginalnego. Dlatego zazwyczaj kończy się, zanim zaczęło.
(Marek Grechuta)

Mój debiut odbył się na drugim roku studiów, zagrałam Jagodę w jednym z odcinków „Kryminalnych” w reżyserii Patryka Vegi. Wspominam to miło, choć nie było łatwo, początek pierwszego dnia zdjęciowego wyznaczony był na 6 rano, a do zagrania była scena miłosna w samochodzie na łące… Czyli od razu los rzucił mnie na głęboką wodę… (Marta Żmuda-Trzebiatowska)

Oczywiście mam świadomość, że tego rodzaju uwagi są denerwujące, zwłaszcza, gdy są nieproszone (wszak tę naszą internetową rozmowę chyba sam zacząłem), ale trudno – zadaniem filozofa jest przybliżanie się do prawdy, bez kompromisów…

poniedziałek, 26 września 2011

Bez winy

Gdybym uważał się za człowieka z gruntu dobrego, zapewne nie byłbym zdolny zrozumieć zła. Sądziłbym, że ludzie zadają je z premedytacją – zawsze, czyli robią to, co sobie postanowili, bo nie znalazłbym innych źródeł niegodziwości we własnym przeżyciu. Miałem jednak lepszą wiedzę, znając równocześnie i własne skłonności, i bezwinę za nie, bo przecież zastałem w sobie tego, jakim jestem, niepytany o to, czy się na skład taki godzę (Stanisław Lem).

środa, 21 września 2011

Z mojego listu do Leszka…

Gratuluję galerii i wystaw, i życzę Ci dalszych rozwojowych sukcesów!
Na temat zdjęć oczywiście chętnie posłuchałbym Ciebie i porozmawiał – ale mailowo raczej nie sposób, więc odłożymy to do jakiegoś spotkania. Z powodów zawodowych (filozofia fotografii), interesuje mnie np. pytanie, czy fotografia aktu, to dzisiaj warunek sine qua non uprawomocnienia czyjegoś fotograficznego rozwoju (bo oczywiście to, że fotografia aktu jest istotną składową fotografii jako takiej, nie budzi wątpliwości) – wszak np. uznanie dla Wantucha, skądinąd bez wątpienia uzasadnione, bazuje nie tylko na jego światłocieniach i studyjnych warunkach fotografowania, bo poza tymi jest tam przecież zawsze jakiś fotografowany obiekt… To jest ciekawy i szeroki problem współczesnej kultury (w tym także kultury życia społecznego), która celebruje estetykę jako filozofię pierwszą, nie rzadko ‘zaczarowując’ rzeczywistość (zob. np. polskie doświadczenia polityczne ostatnich lat).

wtorek, 20 września 2011

Dyskryminacja

„Za aktami dyskryminacji – faktycznej lub wyimaginowanej, dokonywanej w toku bezpośredniego działania lub zapisywanej np. w programie politycznym partii – stoją zawsze konkretni ludzie”.

Więcej w: Wojciech Zieliński, Czy doświadczenie dyskryminacji jest obiektywnym zjawiskiem społecznym? (głos w dyskusji panelowej), w: Dyskryminacja jako nowa kwestia społeczna, red. J. Kupny, A. Dylus, T. Biedrzycki, Katowice 2007, s. 162-163.

poniedziałek, 19 września 2011

Potrzebny odruch

Wielkie wyzwanie stoi przed środowiskiem inteligenckim, być może kryzys zmieni postawy tych ludzi i wywoła w nich odruch natury etycznej (Ryszard Bugaj).

poniedziałek, 5 września 2011

Przemoc

Ostatecznym celem totalitarnej przemocy nie jest przekonanie o prawdziwości własnej ideologii, lecz raczej wykorzenienie z sumień samej idei prawdy. Chodzi o wytworzenie przekonania, że nie istnieje żadna prawda, dla której warto cierpieć, warto ryzykować, warto rzucić wyzwanie przemocy. […] Jeśli prawda nie istnieje, nie istnieje też żadna uniwersalna zasada, która usprawiedliwiałaby krytykę władzy (Rocco Buttiglione).

czwartek, 1 września 2011

Wątpliwości po lekturze

„Ech, młodość, naiwność…” – mówi w pewnej chwili jeden z bohaterów filmu Stanisława Barei, Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz? (1978). I takie wrażenie pozostawia lektura wywiadu, przeprowadzonego przez Jacka i Michała Karnowskich z prezesem Instytutu Pamięci Narodowej, doktorem Łukaszem Kamińskim (Zachwiane proporcje, „Uważam Rze”, 2011, nr 30, s. 20-23).

Aspiracja Prezesa, by mieć odpowiednią ofertę dla ludzi, którzy wojny nie pamiętają; przekonanie, że, jeśli ktoś jest bardziej skuteczny, należy uczyć się od niego; uwaga skupiana na środkach finansowych przeznaczanych na cele badań i polityki historycznej; szlachetne przekonanie o potrzebie i efektywności prostego mówienia prawdy, to treści miłe chyba dla każdego ucha i praktyczny wyraz owej – także wywołanej w rozmowie – wymiany pokoleń, której wymownym przykładem jest chyba najwyższa władza samego Instytutu.

Na szczęście wrażenia bywają mylne, a deklaracja Prezesa IPN: „Dla mnie najważniejsze jest zawsze jedno – nie zgubić perspektywy ofiar” (s. 22), być może z czasem zasadność moich wątpliwości wykluczy.

środa, 31 sierpnia 2011

Sierpień

„Ponad sto lat temu, angielski filozof, socjolog i etyk Herbert Spencer (1820-1903), w pracy The Man versus the State, pisał o swoich czasach m.in.: «Zapomniano o tej prawdzie, że niegdyś liberalizm bronił zwykle wolności osobistej przeciw przymusowi państwa. A teraz nastręczają się pytania: Jak to się dzieje, że liberalni stracili z oczu tę prawdę? Jak to się dzieje, że stronnictwo liberalne staje się coraz bardziej zwolennikiem przymusu w swoich postanowieniach prawodawczych? Jak to się stało, że bądź bezpośrednio swą własną większością, bądź pośrednio, łącząc się w pewnych razach z większością swych przeciwników, stronnictwo liberalne w szerokim zakresie przyjęło politykę dyktowania akcji obywatelom, a tym samym zmniejszania zakresu ich działalności dowolnej?». Bynajmniej, nie chodzi tu o egzegezę dzieła Spencera. Wszak etyka tego myśliciela, wpisując się w ramy tzw. darwinizmu społecznego nie najlepiej przystaje do ideału międzyludzkiej solidarności. Nie chodzi też o kierowanie refleksji w stronę inwentaryzacji współczesnej polskiej sceny politycznej. Powód przytoczenia tych słów jest inny. Otóż można je z pożytkiem wykorzystać także na wyższym poziomie ogólności, odnosząc je do tematu niniejszej refleksji. Posłużmy się w tym celu następującą, może nieco przewrotną ich parafrazą: Oto w przełomowym okresie 1980-1981 po raz kolejny w dziejach PRL, ale tym razem skutecznie, wystąpiono w obronie wolności jednostek przeciw przymusowi państwa. A teraz, dziś, gdy PRL pozostała przede wszystkim wspomnieniem, nastręczają się pytania: Jak to się dzieje, że tamten zwrot ku wolności, podjęty przecież kosztem ogromnego ryzyka i wyrzeczeń bez gwarancji jakiejkolwiek ich rekompensaty, przekształcił się w ostatnim czasie w swoisty dyktat swobody i samowoli, i nieograniczonego konsumowania wszystkiego, co tylko do skonsumowania się nadaje? Jak to się dzieje, że tamten Sierpień jawi nam się dzisiaj, jako czas społecznego rozkwitu wartości wyższych, z międzyludzką solidarnością na czele, a sierpień dzisiejszy, jako okres postępującej ich dekonstrukcji? Jak to się stało, że bądź bezpośrednio swą własną większością, bądź pośrednio, łącząc się w pewnych razach z większością swych przeciwników, ludzie władzy ostatnich lat na różnych jej szczeblach coraz skuteczniej izolują się od społecznej masy ponoszącej codzienne koszty własnego egzystowania, a zarazem coraz umiejętniej kształtują owej masy stany skupienia, po to, by w odpowiednich momentach dzięki nim wygrywać polityczne batalie?”.

Więcej w: Wojciech Zieliński, Odnowa człowieka i etyka życia publicznego w przełomowym okresie 1980-1981, „Universitas Gedanensis”, R. 15, 2003, nr 1 (27), s. 19-26.

wtorek, 30 sierpnia 2011

piątek, 12 sierpnia 2011

Poczucie krzywdy

ma zawsze charakter podmiotowy, a czy obiektywnie jest uzasadnione, to inna sprawa.

Więcej w: Wojciech Zieliński, Komentarz dla „Gazety Wyborczej”, w artykule Romana Daszczyńskiego, Okazja ujawnia złodzieja, 11 sierpnia 2011 r.

czwartek, 4 sierpnia 2011

Z mojego listu do Jana…

Dwadzieścia lat temu pewnie marzyłbym o tym, żeby uczestniczyć w takich warsztatach, dzisiaj odbieram je jako przejaw filozofii salonowej – to zupełnie ‘nie moja bajka’. Życie ułożyło się inaczej… Chyba jestem ‘prymitywistą’ i w tym swoim prymitywizmie – właśnie jako Polak a nie Francuz – mogę podpisać się pod przeczytanym zdaniem: „Nie muszę nigdzie jechać ani uczyć się języków, bo i tak wszyscy przyjeżdżają tutaj”. To taki manifest programowej ignorancji, ale też wyraz filozoficzno-praktycznego przekonania o potrzebie twórczości autorskiej, rodzimej, lokalnej.
Wynurzenia Filozofa, o Hiobie, komiksach itd., mnie denerwują – to takie ‘salonowe spektakle kultury wysokiej’, w stylu znanym chociażby z wystąpień znanego Scenarzysty, i innych. Współczuję człowiekowi, ale, dla własnego zbudowania, oczekiwałbym od niego większej pokory i wyciszenia. Bo można to także odwrócić: podobne dramaty przeżywają tysiące innych ludzi na świecie, tyle, że żadna gazeta ich o to nie zapyta, a i oni sami nie umieliby swoich przeżyć tak ‘głęboko’ wyrazić. Wielu filozofów roztrząsa o potędze prostoty, ale jej praktyczne uszanowanie jest dobrem rzadkim – zwłaszcza na polu moralnym.
W tekście jest wiele interesujących wątków filozoficznych, opisana inicjatywa jest niewątpliwie cenna, spotkania gromadzą ludzi z kapitałem rozmaitych doświadczeń i, w moim przekonaniu, wszystko to stanowi przejaw filozofii żywej. A powyżej, to tylko moje ‘dopiski’. Kogoś tam interesuje „to, jakie płyny ustrojowe mają znaczenie polityczne, filozoficzne, społeczne”, a mnie ot, chociażby takie rozmawianie o skończonej lekturze.

czwartek, 28 lipca 2011

O roli moralnie twórczej

„Codzienna praktyka moralna pełna jest sytuacji problemowych: (a) faktycznie, jako problemowe, przeżywanych przez ich uczestników, lub też jedynie (b) konceptualizowanych jako problemowe przez analityków doświadczenia moralnego. Poczynione w tym punkcie uwagi zakończyć wypada sugestią, że wiele sytuacji nierozwiązanych, to efekt niedostatecznego wykorzystania twórczego potencjału ich uczestników. Twierdzenie, że jednostka wiele dobrego może zdziałać w praktyce moralnej jest banalne. Ale jest też prawdziwe. W dobie obecnej, gdy o doświadczeniu moralnym myślimy nierzadko jedynie systemowo (a nie podmiotowo) – socjologizując, instytucjonalizując, strukturalizując to doświadczenie – krytyczna lektura prac Znanieckiego każe dostrzegać moralnie twórczą rolę indywidualnego podmiotu i systemowe znaczenie produktów jego indywidualnej działalności. Bierność podmiotu moralnego w sytuacji, gdy w ramach danego układu moralne sprawy nie idą dobrze, nie jest moralnie obojętna, przeciwnie – przyczynia się do reprodukowania warunków systemowych, skądinąd być może przez podmiot ów kontestowanych. Z kolei jego twórcza aktywność, owszem, nie dając gwarancji zmiany pozytywnej, do takowej zmiany z pewnością przybliża. I choć przyznać trzeba, że społeczne wyniki działalności indywidualnej – których skala i tempo osiągania odpowiadają m.in. pozycji zajmowanej przez twórczą jednostkę w ramach danego systemu, układu spraw – zależą nie tylko od samej tej działalności, ale również od społecznych warunków jej wykonywania, to jednak nie mniej uzasadnione jest przewidywanie, że bez zmiany w organizacji postaw i wartości samych działających podmiotów, czyli bez ich twórczej aktywności na poziomie działania jednostkowego, nie nastąpią żadne zmiany strukturalne. Tym, co autor niniejszego komentarza chciałby w tym miejscu dopowiedzieć, jest kilkakrotnie już sygnalizowane wskazanie na wartość krytycznego działania komunikacyjnego tych indywidualnych podmiotów. Nie tylko bowiem wzajemna konfrontacja kilku jednostek aktywnie twórczych, ale także poznawczo zaangażowana konfrontacja pojedynczego działającego podmiotu z biernymi uczestnikami danej sytuacji problemowej, mogą skutecznie przyczynić się do wytworzenia wartości pozytywnie reorganizujących ową sytuację. Wszak, przybliżanie się do prawdy nie zawsze przebiega drogą prostą”.

Więcej w: Wojciech Zieliński, Znanieckiego wskazówki dla współczesnej etyki. Komentarz do Noty metodologicznej, w: Studia z Filozofii Polskiej, t. 2, red. M. Rembierz, K. Śleziński, Bielsko-Biała – Kraków 2007, s. 311-323.

wtorek, 26 lipca 2011

Z mojego listu do Marka…(2)

Drogi Marku,
Z zainteresowaniem ten tekst przeczytałem.
Próbuję także jakoś odnieść go do własnych doświadczeń. Chociażby zdanie:

„Wspomnienia dawnych spotkań i wzajemna wdzięczność za udzielane sobie wsparcie, przeplatają się z otwartą dyskusją o aktualnych problemach”.

…I właściwie nie wiem, co dalej napisać. […] Poczucie wsparcia miałem na etapie pisania doktoratu – i to od osób, którym to nic ‘nie dawało’, bo miały dosyć własnych sukcesów; tj. od promotora, innych, współpracujących z nim profesorów, a nawet od osób, które wiedziały, że na moim doktoracie ‘stracą’, jak chociażby od pani dyrektor szkoły, która mnie zatrudniała i która wiedziała, że po zrobieniu doktoratu będę szukał nowych możliwości rozwoju. Wszystkich tych ludzi bardzo dobrze wspominam i to, co od nich dostałem, staram się jakoś oddawać innym. Niestety, od czasu zatrudnienia się na uniwersytecie i pracy możliwie autorskiej i samodzielnej, są to raczej tylko wspomnienia. I nie wiem, czy to ‘mi coś odbiło’, czy coś zmieniło się w ‘czasoprzestrzeni’, czy po prostu ‘mniejsi’ ludzie mnie otaczają…

Cieszę się z kontaktów rozwijanych dzięki PTFT i z tego, że mogę z Tobą korespondować.

A może wybieracie się do nas nad morze?…

czwartek, 14 lipca 2011

Cisza

Cichości nauczyło ich życie. Tyle razy czuli się bezradni, zostawieni sobie, gdy wszystko zdawało się ponad ich możliwości. Cisza wewnętrzna stawała się ich ratunkiem. Nie mieli za wiele do powiedzenia o sobie, nie żywili też do nikogo żalu ani pretensji. W postępowaniu byli łagodni i wyrozumiali. Przywykli do swojej ciszy, a ona okazała się ich przyjaciółką (Leonard Głowacki).

środa, 6 lipca 2011

Opór

Bo opór łączy się z kłopotami. Można stracić majątek, można pojechać na Sybir, można zostać powieszonym. Teraz jest trochę lepiej – kto się opiera, ten będzie tylko zmarginalizowany i wyśmiany (Jarosław Marek Rymkiewicz).

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Z mojego listu do Agnieszki…

Mnie, niestety, ‘goni bieżączka’. Swoje sprawy zostawiam na koniec i efekt jest taki, że …szkoda gadać, a uniwersytet postrzegam jako wielką szkołę egoizmu, bo, przy opisanej wyżej postawie, właściwie pozostaję ‘frajerem’. Mimo wszystko uważam jednak, że humanistyka do czegoś zobowiązuje.

czwartek, 16 czerwca 2011

Wołanie o etykę…

…domaga się realizacji tym bardziej natrętnie, że wciąż bez miary rośnie zarówno jawna, jak zamaskowana bezradność człowieka (Martin Heidegger).

piątek, 10 czerwca 2011

Pole oddziaływań

„Człowiek współczesny, który interesuje nas w niniejszym szkicu najbardziej, to człowiek dwudziestego pierwszego już wieku, znajdujący się w szczególnej sytuacji komunikacyjnej. Otóż, na poziomie makrostrukturalnym jest on w stanie – za sprawą dostępnych mu dzisiaj środków technicznych – komunikować się z całym światem. Zarazem pozostaje jednak uczestnikiem działania komunikacyjnego na poziomie mikrostrukturalnym i tu właśnie jego udział w kształtowaniu jakości tego działania pozostaje przemożny. O ile bowiem poziom makrostrukturalnej komunikacji wydaje się już dzisiaj – za sprawą wysokich technologii – samodzielnie wyposażać i reprodukować własne mechanizmy, o tyle na poziomie mikro promotorem wszelkich jakości i przemian jakości pozostaje jednostka. Jej kulturowa, aksjologiczna samoświadomość nie jest prostą pochodną wiedzy uzyskiwanej z uczestnictwa w makrostrukturalnej wymianie komunikacyjnej, ale, jak się zdaje, w niemniejszym stopniu zależy od krytycznego, a przy tym permanentnego, rozpoznawania własnej mikrostrukturalnej sytuacji komunikacyjnej i potencjału kulturowego, który jest przez nią w tę sytuację wnoszony. Mówiąc inaczej, parafrazując nieco przytoczone wyżej uwagi Znanieckiego, jednostka, żyjąc i działając komunikacyjnie, kształtuje kulturę swego otoczenia, kulturę pola swoich oddziaływań. Stopień tych oddziaływań wydaje się pozostawać tym większy, im m.in. większa jest (a) kulturowa, a w tym także aksjologiczna samowiedza jednostki, i im większa jest (b) wola jednostki, by to, co we własnym wyposażeniu kulturowym widzi ona dobrego, czynić przedmiotem udziałów także innych jednostek uczestniczących w działaniu komunikacyjnym”.

Więcej w: Wojciech Zieliński, Z Florianem Znanieckim w poszukiwaniu właściwego kształtu cywilizacji przyszłości, „Miscellanea Sociologica et Philosophica”, Nr 8, Gdańsk 2007, s. 29-41.

środa, 8 czerwca 2011

Z mojego listu do Piotra…(2)

Czuję się trochę, jak zabiegany oszołom na salonach wiedzy ugruntowanej. Moje idee są proste: przywrócić filozofii praktycznej/etyce choćby trochę mądrościowej prostoty, która pozwalałaby wiązać teorię z praktyką codziennego działania. (Staram się to robić w granicach swojego poletka, m.in. interesownie eksploatując Znanieckiego). Dla rozmaitych specjalistów-teoretyków to jest nieznośne, bo sprawia wrażenie podważania pożytku z ich kompetencji, żmudnie wypracowanych w zaciszu gabinetów. A ja nie mam nic przeciwko tym kompetencjom, tylko chciałbym, żeby uszanowano również moją perspektywę doświadczeniową i teoretyczny jej wyraz w publikacji(-ach). Ani przy magisterium, ani przy doktoracie nikt mi nie mówił, co mam pisać – i nie pozwolę sobie na to przy habilitacji. Przyjdzie mi co najwyżej zapłacić stosowne rachunki.

piątek, 27 maja 2011

Filozofowi wolno

„Uwagi zamieszczone poniżej są subiektywne i nienaukowe. Zebrane w ramach dość swobodnej refleksji, starają się dorównać temu, co jest naszym doświadczeniem, a ściślej starają się uchwycić to i za tym nadążyć, co stanowi jakąś część wspólną naszego dzisiejszego doświadczania życia społecznego; nie gdzieś tam, ale toczącego się tu i teraz. Doświadczenie jest – a przynajmniej wydaje się być – zawsze zaangażowane. Więc i uwagi niniejsze zaangażowane pozostają. Są aksjologicznie zaangażowane w poszukiwanie sposobów na czynienie świata lepszym. Są zatem, jak widać, także nieskromne. Bo czyż można dziś jeszcze, w dobie postępującej wirtualizacji życia społecznego i ekspertyzacji wiedzy o nim, takim prostym tekstem, i to już na wstępie, bezkarnie deklarować poszukiwanie „lepszości”?! Czyż nie jest to wyrazem pychy piszącego te słowa?
Wydaje się, iż następujące, dwuczłonowe twierdzenie nie wymaga szczegółowych dowodów: Prosty człowiek na poziomie swego codziennego doświadczenia szuka dobra dla siebie i swoich bliskich. Rozumie je po swojemu i po swojemu dokonuje jego realizacji. Naukowcowi, badającemu między innymi oblicza przemian współczesnego społeczeństwa polskiego i szukającemu dróg prowadzących do rozwiązania a przynajmniej złagodzenia rejestrowanych problemów, zapewne nie wolno posługiwać się tak prostym schematem działania. Ale filozofowi wolno. I w tym właśnie samolubnym przekonaniu, że filozofowi wolno pracować po swojemu, zestawiono poniższe uwagi”.

Więcej w: Wojciech Zieliński, Socjologia i etyka w konflikcie lub współdziałaniu – uwagi na temat polskiej praxis, w: Obrazy społeczeństwa. Wybrane aspekty polskiej rzeczywistości społecznej, red. B. Bykowska, A. Kwaśniewska, M. Mazurek, Gdańsk 2007, s. 81-88.

czwartek, 19 maja 2011

sobota, 14 maja 2011

Sama rama, bez…

Uczestnictwo w kolejnych uniwersyteckich debatach dotyczących podnoszenia jakości kształcenia, Krajowych Ram Kwalifikacji (KRK) itp., skłania mnie do myśli bałamutnych. Słysząc o, uzasadnionej skądinąd, potrzebie badania losów absolwentów, zastanawiam się, czy dojdziemy kiedyś do tego, że już niemowlę będzie np. ‘chipowane’, aby dzięki temu można było skutecznie śledzić jego edukacyjne i życiowe losy. Słysząc, że sylabusowi zajęć, w kolejnej już, niewątpliwie doskonalszej jego wersji, towarzyszyć będzie ‘przewodnik po sylabusie’, zastanawiam się, kiedy ogłoszony zostanie np. konkurs na ‘przodownika sylabusowych przewodników’, dzięki któremu z pewnością nie zagubimy drogi dydaktycznego procedowania. Słysząc wreszcie, że choć cel wprowadzenia KRK na razie nie do końca jest jasny, to jednak niewątpliwie odnajdziemy go w praktyce, myślę już tylko o Piwowskiego Rejsie, filmach Barei i o Latającym Cyrku Monty Pythona… Tylko że to wszystko niespecjalnie jest śmieszne. Skłania do wniosku, że człowiek myślący racjonalnie – poważnie traktujący zarówno idee reformowania szkolnictwa wyższego, jak i jego społeczne, ekonomiczne, mentalne, moralne i in. realia – nie może całkiem poważnie traktować tego wszystkiego, co wylewa się ze wspomnianych debat, szkoleń i tym podobnych kursokonferencji. Musi być krytycznym treści tych recenzentem i dysponentem, bo chyba tylko taka postawa daje względną gwarancję, że krajowe czy światowe ‘ramy kwalifikacji’ nie przekształcą się w ‘ramy kompromitacji’ środowiska akademickiego, wypchanego papierami biurokratów w miejscu, które niegdyś zajmował, owszem niedoskonały, ale jednak względnie zdrowy rozsądek.

niedziela, 1 maja 2011

Nie zasłaniając krzyża

„Książka Pamięć i tożsamość Jana Pawła II znalazła się w moim domu wkrótce po jej opublikowaniu. Ale od początku do końca przeczytałem ją dopiero wiele miesięcy po śmierci Papieża. Podczas lektury towarzyszyły mi dwa przeciwstawne poczucia. Z jednej strony poczucie bliskości – z osobą autora i treścią jego wypowiedzi: po pierwsze, dlatego, że Jan Paweł II swoją obecnością na Stolicy Piotrowej towarzyszył mi przez znaczącą większość lat mojego dotychczasowego życia; a po drugie, dlatego, że w ramach studiów naczytałem się jego prac – lektura Pamięci i tożsamości przypomniała mi te wcześniejsze doświadczenia. Z drugiej jednak strony wywoływała ona poczucie dystansu – w warstwie bezpośredniej, dotyczące tekstu. Wbrew życzeniowemu myśleniu Redakcji Znaku, tekst w wielu miejscach nie przypomina bowiem przyjacielskiej rozmowy, ale właśnie akademicki wykład; chwilami budząc wątpliwości dotyczące stopnia ingerencji redakcyjnych. Pośrednio jednak moje poczucie dystansu, zarejestrowane podczas lektury książki, dotyczy samego jej autora: Jako chrześcijanin, nie jestem wyznawcą Papieża, a jako filozof nie jestem posłuszny w myśleniu. Tym stwierdzeniem zapewne narażam się licznym innym autorom, którzy w ciągu minionych kilku dziesięcioleci napisali wiele przypisów do Jana Pawła II, ale także narażam się wielu proboszczom, którzy w swoich kościołach wizerunkami Ojca Świętego niemal pozasłaniali krzyże. Trudno. Myślę jednak z nadzieją, że takie postawienie sprawy na wstępie jest intelektualnie uczciwe. Uwagi poczynione niżej nie mają charakteru laurki wystawionej książce Jana Pawła II. Są natomiast próbą intelektualnego rozeznania wybranych z niej wątków. Pod względem klasyfikacyjnym rozeznanie to lokuje się w obrębie filozofii praktycznej i stanowi próbę refleksji o szeroko pojętym charakterze metaetycznym”.

Więcej w: Wojciech Zieliński, O pamięci i tożsamości człowieka działającego, w: Wokół Pamięci i tożsamości, red. A. Olech, M. Rembierz, Poznań 2010, s. 77-88.

czwartek, 28 kwietnia 2011

W kryzysie

Na wykład prof. Jadwigi Staniszkis, zatytułowany Polska – po kryzysie czy w kryzysie?, zorganizowany przez ECS i UG w ramach Gdańskich Wykładów Solidarności, poszedłem z zainteresowaniem, ale też – jak na każde tego rodzaju spotkanie – bez żadnych oczekiwań. Dlatego nie wyszedłem rozczarowany. W ramach samokształcenia zapisałem sobie tylko trzy uwagi: (1) nie jest dobrze mówić o wszystkim na raz; (2) profesorowie-celebryci, podobnie jak celebryci-nieprofesorowie rozliczani są raczej frekwencyjnie niż merytorycznie, więc dopóki frekwencja jest wysoka, również ważność wystąpień uznawana jest za wysoką; profesorowie-niecelebryci stanowią w tym zestawieniu sort niższej wagi; (3) wstępne rozliczenie się z rozezna(wa)nia tego, co?, po co? i do kogo się mówi?, mogłoby stanowić warunek dostępu do uniwersyteckiego nagłośnienia.

Powyższe uwagi zapisałem nie mając względu na osoby (por. Syr 35, 12), ale mając świadomość, że i owe uwagi, i takowe ich skwitowanie, mogą u niektórych budzić sprzeciw wręcz histeryczny. Wierzę jednak, że uniwersytet i jego okolice mogą nadal być miejscem dyskusji krytycznej o sprawach rozmaitych. A nie mam wątpliwości, że ważną uczestniczką krytycznej dyskusji o sprawach społecznych, dla naszego życia istotnych, pozostaje autorka wspomnianego wykładu.

środa, 27 kwietnia 2011

Zdarzyło się…

…kilka dni temu, że w zakończeniu uroczystej liturgii Wigilii Paschalnej celebrans …zapomniał o błogosławieństwie. Dla chrześcijan to oczywiście żaden dramat, wszak Pan Bóg wyżej siedzi, ale wychodząc z kościoła myślałem sobie o moralnym wymiarze zaistniałej sytuacji. Nie było chyba dobrego z niej wyjścia. Oto, konsternacja na twarzach niektórych; wahanie, co zrobić, gdy przeoczenie zostało uświadomione a drzwi świątyni zaczynały już się otwierać; prawdopodobne rozważanie naprędce, czy lepiej cofnąć akcję, czy już niczego nie zmieniać – z nadzieją, że nie wszyscy błąd zauważą i może mniej będzie później gadania (i pisania w blogach)…
Myślę, że to jedna z tych sytuacji, które uczą pokory i mogą przyczynić się do lepszej międzyludzkiej komunikacji. Bo nie wszystko zawsze idzie jak z płatka, a tak zwana plama dana w miejscu publicznym przez osobę innych pouczającą i upominającą, to przecież nie plama na honorze kapłana, a jedynie przypomnienie, że do doskonałości droga każdego pozostaje niekrótka. I również takie, własne, niemiłe doświadczenie może mieć duży walor pedagogiczny, o ile tylko otwarcie zostanie opowiedziane, w sposobie i czasie do tego stosownym.

sobota, 16 kwietnia 2011

Niebyt

W naszej epoce – opakowań – liczy się etykieta, a nie zawartość… Nazwawszy mnie krętaczem i oszustem, panowie uczeni wtrącili mnie w niebyt, z którego nie mogę być dosłyszany, choćbym ryczał jak trąby jerychońskie. Im głośniejszy ryk, tym większy śmiech (Stanisław Lem).

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Współczynnik (w) dialogu

„Trudno mówić konstruktywnie a zarazem instruktywnie o dialogu niezbędnym dla pokojowego współistnienia we współczesnym, globalnym świecie, (a) nie biorąc pod uwagę tego, w jaki sposób swoją w nim sytuację postrzega określony podmiot – niekoniecznie indywidualny – do owego dialogu motywowany; (b) nie biorąc pod uwagę racji, jakie postrzega ów podmiot – i tego, jak on je postrzega – przemawiających za podjęciem bądź odrzuceniem (idei) dialogu; (c) tracąc z pola widzenia – lub też powodując, że na to pole w ogóle nie jest wpuszczany – lokalny wymiar doświadczenia globalizacji. Zastosowanie współczynnika humanistycznego już na etapie dyskusji na temat różnych, aktualnych i postulowanych form dialogu we współczesnym świecie, pozwala między innymi uniknąć wielu rozczarowań, które pojawiają się wówczas, gdy moralnie słuszne, racjonalnie uzasadnione i szlachetne skądinąd idee dyskusji i porozumienia rozbijają się o rafę niechęci lub niezrozumienia na poziomie działania”.

Więcej w: Wojciech Zieliński, Dialog lokalny w kulturze globalnej. Uwagi o etyce działania komunikacyjnego, w: Filozofia wobec problemów globalizacji, red. B. Choińska, S. Konstańczak, M. Olech, Słupsk 2008, s. 85-96.

piątek, 8 kwietnia 2011

Z mojego listu do Piotra…

Natomiast odnośnie tego, co piszesz o arogancji władzy, cóż, przyszedł mi na myśl termin „lumpeninteligencja”. Przy czym, nie bardzo mnie tu interesują polityczno-personalne źródła, miejsca, jego pochodzenia i występowania, ponieważ mam na myśli pojęcie systemowe: określenie pragmatycznej krzyżówki (a) zadowolonego z siebie cwaniactwa z (b) pozycją decyzyjną zajmowaną w strukturze. Wydaje mi się, że lumpeninteligencja tak pojmowana to gatunek dzisiaj popularny i występujący w strukturach rozmaitych. Nietępiony, łatwo się rozrasta, mutuje, reprodukuje i wyznacza standardy… Ale też chyba słusznie ‘korzysta z życia’, skoro jego ideowi oponenci tak łatwo ustępują mu pola, marnując energię na wojenki wzajemne.

środa, 6 kwietnia 2011

Z filozofii polskiej

„Wydaje się, że wynikająca z «potrzeby serca» praca na rzecz «samookreślenia się na ‘rynku’ twórczości filozoficznej» jest dziś udziałem niejednego polskiego filozofa. Rysowanie własnej tożsamości intelektualnej w nawiązaniu do polskiej tradycji filozoficznej […] można zaś traktować jako tym bardziej potrzebne, im większej ‘standaryzacji’, ‘uniformizacji’ i ‘konformizacji’ ulega, instytucjonalna zwłaszcza, filozofia. Wszak nie przystoi filozofowi posłuszeństwo w myśleniu, a znacząca lekcja na ten temat, pozostawiona w dorobku myśli rodzimej, zasługuje na permanentne odczytywanie. Skuteczną zachętę do krytycznego namysłu nad filozofią i własnym miejscem w jej uprawianiu odnajdujemy w Studiach z Filozofii Polskiej”.

Więcej w: Wojciech Zieliński, Rec.: Studia z Filozofii Polskiej, red. Marek Rembierz i Krzysztof Śleziński, Wydawnictwo «scriptum», tom 1, Bielsko-Biała – Kraków 2006, ss. 336; tom 2, Bielsko-Biała – Kraków 2007, ss. 412 (…i ciąg dalszy zapewne nastąpi), „Universitas Gedanensis”, 2008, R. 20, nr 2 (36), s. 97-100.

piątek, 1 kwietnia 2011

Krowa na stacji

W skargach na święte krowy słyszy się najczęściej, że chodzą one, gdzie im się podoba, tarasując drogi, wprowadzając nieład na bazarach czy stacjach kolejowych. Mało kto zastanawia się nad celem tych wędrówek z punktu widzenia krowy… (Władysław Kopaliński).

poniedziałek, 21 marca 2011

O patriotyzmie

Dlaczego patriotyzm staje się przedmiotem sporu we współczesnej Polsce?
Patriotyzm jako postawa umiarkowana – wyraz miłości do własnej ojczyzny, szanującej analogiczne postawy osób i zbiorowości przynależnych do innych ojczyzn – nie podoba się ani nacjonalistom, ani kosmopolitom. Dla pierwszych jest nie dość żarliwy, a dla drugich pozostaje zaściankowy, moherowy i ciemny. O spór w tej sytuacji nietrudno.
Ale na postawione pytanie można spojrzeć także nieco inaczej. Współczesna Polska zapewne nie jest tylko dwubiegunowa, ale wydaje się, że niektóre proste kategorie analityczne dobrze służą rozeznaniu jej obecnej sytuacji. Mam tu na myśli między innymi wykorzystanie rozróżnienia zaproponowanego przez Zygmunta Baumana, socjologa i filozofa kultury. Elastyczni to ci, którzy dysponują wystarczającym kapitałem, by przenosić się z miejsca na miejsce i nie wiązać własnych planów życiowych z tradycyjnie pojętą ziemią ojców. Są jednak także inni, przygwożdżeni, a więc ci, którzy nawet gdyby chcieli miejsce swego życia i pracy zmienić, nie mogą tego zrobić, bo nie mają dostatecznych środków. Spór o patriotyzm we współczesnej Polsce to między innymi spór o dopuszczalne granice politycznej elastyczności i o ewentualne walory miejsca przygwożdżenia. Niemożność wyrwania się z określonego ulokowania nie dla wszystkich przecież jest powodem frustracji. Przeciwnie, w wielu przypadkach stanowi podstawę twórczego rozwoju rozmaitych dóbr będących pod ręką”.

Więcej w: Wojciech Zieliński, O patriotyzmie…, w odpowiedzi na pytania Gimnazjalisty, ucznia III klasy Gimnazjum im. Mikołaja Kopernika w Ryjewie, środa, 9 lutego 2011 r. (materiał niepublikowany).

niedziela, 13 marca 2011

Tożsamość aksjologiczna

„Podejmując decyzje aksjologiczne osoba X buduje własną tożsamość, staje się społecznie identyfikowalna. Określa przy tym nie tylko swój stosunek do wybieranych wartości, ale pośrednio określa stosunek do innych osób, podmiotów współuczestniczących w działaniu społecznym. I tak np. konformizm lub przeciwnie nonkonformizm, indywidualizm osoby X manifestowany w określonej sytuacji, jawić się będzie, jako pochodna podejmowanych przez nią decyzji aksjologicznych. Jeśli za Habermasem przywołamy pojęcie świata życia jednostki, rozumianego jako «zasób przekazanych kulturowo i zorganizowanych językowo wzorów interpretacji», to i uznać wypadnie, że dla świata życia decyzja aksjologiczna jest aktem nieobojętnym. Skoro w jej wyniku jednostkowe wzory interpretacji rzeczywistości ulegną modyfikacji, to przełoży się to na ponadjednostkowe funkcjonowanie danego podmiotu, uwypuklając społeczną rolę decyzji aksjologicznych”.

Więcej w: Wojciech Zieliński, Osoba – racjonalny podmiot decyzji aksjologicznych, w: Społeczeństwo – kultura – moralność, red. Z. Plašienkowá, M. Rembierz, Bielsko-Biała 2008, s. 295-304.

wtorek, 8 marca 2011

Szacunek dla wartości

Niby-elity torują drogę do społecznego nihilizmu, także dlatego, że wyśmiewają się z prostych ludzi starających się zachować szacunek dla wartości. (Jadwiga Staniszkis)

środa, 2 marca 2011

Kretynizm z oparciem

Kiedyś nauka była skarbnicą mądrości, a idiotyzmy rodziły się na ogół poza światem nauki, poza kręgiem wiedzy i wbrew niej. W naszych czasach denerwujące jest to, że wszelki kretynizm ma naukowe oparcie. (Jerzy Urban)

sobota, 26 lutego 2011

O uniwersytecie

„Najpierw diagnoza stanu obecnego – skrótowa, ale zarazem przesadzona i wyolbrzymiona, metaforyczna i prowokacyjna:
  1. Dzisiejszy uniwersytet jest niczym publiczna giełda wielo-towarowa.
  2. Dostawcami towarów (wiedzy) są podmioty nieokreślone – podejrzane TIR-y ciągną całymi kolumnami ze stron rozmaitych, rozjeżdżając przy okazji lokalne podwórka.
  3. Pracownicy naukowo-dydaktyczni – coraz ładniejsi i coraz sprawniejsi, ale niczym robotnicy najemni bez własnych środków produkcji – kręcą się pomiędzy regałami, by zadośćuczynić wymagającym klientom. Usługują jednak tylko w ściśle określonych godzinach pracy, by nie spóźnić się na inne, mniejsze giełdy niepubliczne.
  4. Przekaz wiedzy odbywa się niczym jednokierunkowy transfer danych, i dopiero życie pokaże, czego nauczyli się – a właściwie jak ukształtowali się – absolwenci. (Owszem, zegar rozwoju społecznego tyka bardzo spokojnie, choć być może jest to zegar bomby z opóźnionym zapłonem).
  5. Potwierdzeniem transferu danych jest paragon – tzn. lepiej lub gorzej rozwiązany test egzaminacyjny (potem trzeba już tylko wypełnić odpowiednie rubryki w protokołach, kartach, indeksach itp.).
  6. Dialog intelektualny sprowadza się do poziomu pozdrowień: dzień dobry – do widzenia (a i to nie zawsze ma miejsce).
  7. Nie musi tak być.
A teraz uwagi na temat stanu możliwego…”.

Więcej w: Wojciech Zieliński, O etyce uniwersytetu kilka uwag zaangażowanych, „Magazyn Literacki aha!” (Polish Monthly Magazine, Vancouver, Canada), 2008, nr 150, s. 2-3.

środa, 16 lutego 2011

Dwulicowość

Nie można jedną gębą gadać o etosie, a drugą kłamać. Jedną potępiać populistę, a drugą rządzącemu populiście schlebiać […]; deklamować o potędze smaku, i rechotać z chamskich dowcipasów o nieżyjącym prezydencie… (Rafał Ziemkiewicz)

sobota, 12 lutego 2011

Beatyfikowani

Przed chwilą w serwisie Polskiej Agencji Prasowej przeczytałem, że „Robert Kubica otrzymał od kardynała Stanisława Dziwisza zaproszenie na beatyfikację Jana Pawła II 1 maja w Rzymie wraz z obietnicą miejsca w pierwszym rzędzie na Placu świętego Piotra” (zob. Robert Kubica zaproszony na beatyfikację Jana Pawła II, PAP, 12.02.2011 r.). Czy to oznacza, że – w ramach wymiany miejsc w pierwszych rzędach – za czas jakiś, F1 uczestniczyć będzie w rozdawaniu odpustów, choćby niezupełnych?…

Przepraszam zainteresowanych Czytelników za swego rodzaju ‘małość’ niniejszego wpisu. Przecież nie sportowca naszego jego treść dotyczy, ale Kościoła, którego wielkość tak bardzo mnie przerasta…

wtorek, 8 lutego 2011

Etyka wywłaszczana

„Czy w czasach Twardowskiego realia pracy uniwersyteckiej odpowiadały w pełni ich etycznej wykładni? Oczywiście nie. Wszak sam autor wykładu o dostojeństwie uniwersytetu dawał wyraz zauważanym dysproporcjom między owymi normami a realiami. Nie to jest jednak istotne z punktu widzenia refleksji o (idei) kształcenia stanie dzisiejszym. Większym problemem jest bowiem to, że – chyba znacznie częściej niż nasi przodkowie – w wielu sprawach realia uznajemy za normy, i czynimy to wręcz bezrefleksyjnie. I choć ten stan rzeczy nie w pełni nas satysfakcjonuje, nie podejmujemy chyba dostatecznego wysiłku refleksji etycznej, która mogłaby służyć wypracowywaniu teoretycznych podstaw pożądanej zmiany w tym względzie. Uznanie, że nie ma takowej potrzeby, bo realia społeczne napędzają się same, jest oczywiście możliwe i stosowane – stanowi wyraz wywłaszczania etyki przez socjologię; i świadczy nie tyle o sile socjologii, ile przede wszystkim o słabości dzisiejszej etyki”.

Więcej w: Wojciech Zieliński, O potrzebie racjonalizacji idei kształcenia. Uwagi z zakresu filozofii praktycznej, w: Rozum i przestrzenie racjonalności, red. A. Chmielecki, Gdańsk 2010, s. 221-234.

środa, 2 lutego 2011

Ściąga(nie)

Jeden z moich studentów napisał: „Kiedy miałem siedem lat powiedziałem sobie, że nigdy tego nie zrobię, ale dzisiaj między innymi dzięki ściągom jestem na studiach. Usprawiedliwia mnie też fakt, że dzisiaj szkoły czy uczelnie zadają tyle nauki, że przeciętny człowiek po prostu musi ściągać (tak przy okazji, na socjologii nigdy nie ściągałem, bo nie było na szczęście takiej potrzeby)”.

Nie jest to dla mnie wypowiedź gorsząca, chociaż zdaję sobie sprawę, że niektórzy mogą na te słowa – studenta i moje – reagować wręcz tak zwanym ‘świętym oburzeniem’. Natomiast jest to dla mnie wypowiedź znacząca. Dlatego, że, jako zapisana spontanicznie, na marginesie pracy zaliczeniowej, mówi coś o realiach systemu oświaty i szkolnictwa wyższego – zarówno w tym, co odnosi się do samego faktu ściągania, jak i w tym, co odnosi się do jego sygnalizowanych powodów.

Nie wiem, czy ściąganie jest zjawiskiem powszechnym, ale sądzę, że nie jest zjawiskiem rzadkim. Jeśli zaś moralna jego ocena jest negatywna, warte refleksji jest oceny takowej uzasadnianie. Oczywiście najprościej skupić się na jednostkowo pojętym akcie dokon(yw)anego oszustwa, słusznie argumentując, że nie unieważnia i nie pomniejsza go przecież ponadjednostkowa skala procederu. Ale wydaje się, że właśnie owa społeczna skala jego doświadczenia jest istotnym komponentem oceny. Szkoła/uczelnia, która jednocześnie chce zapewnić sobie (a) utrzymanie, i w tym celu szerokim łukiem zagarnia ‘klientów własnych usług edukacyjnych’, oraz (b) wysoki poziom oferowanej nauki, hołduje systemowi edukacyjnej hipokryzji. Wymaga więcej niż jej uczeń/student jest w stanie uczciwie sobie przyswoić, ale zarazem utrzymuje go w swoich murach, bo on jest gwarantem własnego jej utrzymania. A gdy już edukacja pomyślnie dobiegnie końca, pozornie wyedukowany absolwent uświadomi sobie, że sam przez ową szkołę/uczelnię został oszukany. Ale wtedy też on sam z tym problemem zostanie.

sobota, 29 stycznia 2011

Studenci napisali…

W odpowiedzi na moje pytania dotyczące etyki w różnych obszarach stosowanej, studenci napisali między innymi:

Zauważana jest łatwość, z jaką człowiek przyswaja treści płynące z mediów czy innych źródeł manipulacji. Sugeruje się opiniami innych, często nie ma własnego zdania, „nie wybija się ponad szereg”. Przejawem tego jest niski poziom debat akademickich, gdzie mało osób chce się w ogóle wypowiadać, a najczęściej się w nie nie angażuje. W zbiorowości człowiek potrzebuje większej kontroli własnej, po to, by wzrastały szanse zaistnienia etyki w wielu dziedzinach i aspektach życia (Małgorzata).

Konwersatoria stały się wykładami, przez które studenci w większości „prześlizgują się”, w zasadzie nie uczestnicząc w nich. Ćwiczenia, miast dać możliwość zabrania głosu, odbierają go. Zbyt duża liczba studentów na nich nie odzywa się, bo każdy myśli, że zrobi to ktoś inny i w duchu liczy na to. Za to „wzywanie” do odpowiedzi przywołuje negatywne odczucia jeszcze ze szkoły średniej. Studia nie mają być przedłużeniem liceum. Powinny wyrabiać w nas samodzielne, twórcze myślenie. Bat nad głową niestety powoduje skutek odwrotny. Życzyłabym sobie, aby każde zajęcia były szansą dla każdego, gdzie każdy głos ma swoją wartość i każdemu poświęcana byłaby uwaga; zamiast przedstawiania tematu w formie monologu, raz na jakiś czas wspartego prezentacją (Joanna).

Przejawem zbiorowej bezmyślności są zachowania studentów, którzy kserują notatki nie wiedząc od jakiego autora pochodzą, czy są to na pewno dobre notatki; byle coś mieć i mieć spokojne sumienie, że jednak coś się robi. Jak tylko widzą większą grupę znajomych czekających w kolejce na ksero z kilkoma kartkami, od razu instynktownie przyłączają się do nich… A kiedy ktoś niedaleko nas upuści swoją torbę tak, że wylecą z niej książki, zeszyty, jakieś długopisy itp., nie zawsze otrzyma pomoc od drugiej osoby. Chociaż doskonale wiemy, że należy w takiej sytuacji pomóc, bo tak zostaliśmy wychowani lub mamy świadomość, że tak postępuje człowiek dobry (Agnieszka).

Wśród studentów panuje przekonanie: „nauczyciel ma zawsze rację i nie powinno się z tym dyskutować”. To jest poważny błąd, ale niestety powszechny w naszym systemie edukacji. Myślę, że brakuje nam – studentom i uczniom, ale także nauczycielom – pewnego dystansu do instytucji szkoły czy samego nauczania, ponieważ wszystko od lat jest ujęte w ten sam schemat. Egzaminy w formie testów czy odpowiedzi ustnych – trzeba się „wstrzelić” w klucz, żeby zdać i to jest najważniejsze. Żadnej szerokiej wiedzy, dyskusji – po prostu nauczenie się formułek i po egzaminie. Niestety, prawda jest taka, że w ten sposób najczęściej myślą obie strony – żeby się za bardzo nie napracować. Jest także druga odsłona egzaminowania. Zdarzają się wykładowcy, którzy nie mają dobrego mniemania o studentach, uznają ich za „zbiorowości niemyślące”. Dlatego czuję pewien niesmak obserwując zachowania niektórych osób, bo przecież powinny być dla nas inspiracją, pomocą w rozwijaniu się i zdobywaniu wiedzy. Czasem, patrząc na niektórych nauczycieli czy wykładowców mam wrażenie, że jesteśmy dla nich, by mieli gdzie pracować i skąd dostawać pensję. Wiadomo, nie wszyscy studenci są tak samo zdolni, inteligentni i chętni do pracy – rozumiem, że to może być przyczyną frustracji, ale jeśli się czegoś nie lubi, np. pracy ze studentami, to po co w ogóle zaczynać? (Martyna).

Dlaczego nie ma przedmiotu, który wprowadzałby studentów w historię socjologii polskiej? Kojarzymy nazwiska polskich klasyków, ale niestety nie mamy pojęcia o ich dorobku. Kolejnym problemem jest brak zajęć o typowo polskich problemach, zagadnieniach, czy chociażby badaniach. Mieszkamy w Polsce i to nasze otoczenie powinno nas obchodzić najbardziej i to o nim powinniśmy uczyć się na studiach, aby później móc się nim odpowiednio zająć (Milena).

Najprostszym powodem, dla którego tematyka polska powinna być podejmowana na studiach socjologicznych jest to, że odwoływanie się przez wykładowców do problemów życia codziennego jest najłatwiejsze do zrozumienia przez studentów. Byłoby szaleństwem wymagać od studentów, by rozumieli wszystkie kultury, tylko nie własną. Nie powinniśmy się wzbraniać od tematu „Polska”. I tak od niego nie uciekniemy, a co gorsza, próba taka może się skończyć w socjologicznym „nigdzie” – ot, zacytujemy kilku znanych socjologów, rzucimy dygresję na poziomie wiedzy potocznej i zamilkniemy, gdyż więcej mówić nam się nie zechce, bądź uznamy, że nie wypada. Jest to ucieczka dla leniwych i gnuśnych, ludzi lękliwych i dbających bardziej o ilość publikacji naukowych niż o faktyczną społeczną zmianę. Można by przy okazji zadać sobie pytanie, co takiego jest w terminach takich jak „polski”, „patriotyzm”, „Ojczyzna”, że budzą tyle dyskusji. A może raczej nie budzą i należy się pytać, czemu w ogóle zadajemy sobie pytanie o dopuszczalność tych kategorii, podczas gdy kategorie takie jak „gender”, „równość szans”, czy „problematyka płci” są już na stałe wpisane w socjologiczny dyskurs (Dominik).

Niewiele wskazuje na to, by w najbliższym czasie szeroko pojęta sytuacja moralnie problemowa polskiej edukacji i nauki uległa radykalnej – faktycznej, a nie jedynie biurokratyczno-statystycznej – poprawie. No, chyba że takowa zmiana w jakiś radykalny sposób zostanie wywołana. Niezależnie od tego jednak, permanentnie obowiązujące – a dla humanisty(ki) kluczowe – wydaje się pytanie podmiotowe w mikroskali moralnej: Jaki i w imię czego realizowany jest mój osobisty udział w kształtowaniu obecnych warunków studiowania i pracy naukowo-dydaktycznej?…

czwartek, 20 stycznia 2011

Z mojego listu do Marka…

Przeczytałem, uwag nie mam, może tylko taką, że to jest tekst o męczeństwie pisanym wielką literą, a myślę sobie, że w obliczu doświadczeń bieżących, także polskich, coraz bardziej potrzeba nieideologicznego ale intelektualnie zaangażowanego mocowania się filozofów z męczeństwem, także chrześcijan, pisanym 'przez małe m'.
Niemal nie widzę takiego zaangażowania, ale też nie dziwota, skoro niemal każdy dzisiaj chce lub musi być wielki, lub tylko liczy kasę.

środa, 12 stycznia 2011

Nieznane

Tak łatwo robić to, co się umie, i wracać do znanych miejsc, życzliwych ludzi, żyć sukcesem, zwłaszcza gdy ktoś do tego zachęca. A czasem trzeba podjąć coś nowego i pójść w nieznane. (Leonard Głowacki)

wtorek, 4 stycznia 2011

Krytyczny racjonalizm w etyce

„uznając omylność wszelkiej ludzkiej wiedzy, realizuje fallibilistyczny postulat skromności intelektualnej; uznaje potrzebę otwartej, krytycznej dyskusji wszelkich stanowisk normatywnych i możliwość falsyfikacji ich słuszności w konfrontacji z doświadczeniem moralnym”.

Więcej w: Wojciech Zieliński, Krytyczny racjonalizm w etyce, w: Słownik bioetyki, biopolityki i ekofilozofii, red. M. Ciszek, Polskie Towarzystwo Filozoficzne, Warszawa 2008, s. 157-158.