niedziela, 1 maja 2011

Nie zasłaniając krzyża

„Książka Pamięć i tożsamość Jana Pawła II znalazła się w moim domu wkrótce po jej opublikowaniu. Ale od początku do końca przeczytałem ją dopiero wiele miesięcy po śmierci Papieża. Podczas lektury towarzyszyły mi dwa przeciwstawne poczucia. Z jednej strony poczucie bliskości – z osobą autora i treścią jego wypowiedzi: po pierwsze, dlatego, że Jan Paweł II swoją obecnością na Stolicy Piotrowej towarzyszył mi przez znaczącą większość lat mojego dotychczasowego życia; a po drugie, dlatego, że w ramach studiów naczytałem się jego prac – lektura Pamięci i tożsamości przypomniała mi te wcześniejsze doświadczenia. Z drugiej jednak strony wywoływała ona poczucie dystansu – w warstwie bezpośredniej, dotyczące tekstu. Wbrew życzeniowemu myśleniu Redakcji Znaku, tekst w wielu miejscach nie przypomina bowiem przyjacielskiej rozmowy, ale właśnie akademicki wykład; chwilami budząc wątpliwości dotyczące stopnia ingerencji redakcyjnych. Pośrednio jednak moje poczucie dystansu, zarejestrowane podczas lektury książki, dotyczy samego jej autora: Jako chrześcijanin, nie jestem wyznawcą Papieża, a jako filozof nie jestem posłuszny w myśleniu. Tym stwierdzeniem zapewne narażam się licznym innym autorom, którzy w ciągu minionych kilku dziesięcioleci napisali wiele przypisów do Jana Pawła II, ale także narażam się wielu proboszczom, którzy w swoich kościołach wizerunkami Ojca Świętego niemal pozasłaniali krzyże. Trudno. Myślę jednak z nadzieją, że takie postawienie sprawy na wstępie jest intelektualnie uczciwe. Uwagi poczynione niżej nie mają charakteru laurki wystawionej książce Jana Pawła II. Są natomiast próbą intelektualnego rozeznania wybranych z niej wątków. Pod względem klasyfikacyjnym rozeznanie to lokuje się w obrębie filozofii praktycznej i stanowi próbę refleksji o szeroko pojętym charakterze metaetycznym”.

Więcej w: Wojciech Zieliński, O pamięci i tożsamości człowieka działającego, w: Wokół Pamięci i tożsamości, red. A. Olech, M. Rembierz, Poznań 2010, s. 77-88.

2 komentarze:

  1. Wojtku, nie czytałem Twojego całego tekstu, jednakże zgadzam się ze stwierdzeniem: "Jako chrześcijanin, nie jestem wyznawcą Papieża, a jako filozof nie jestem posłuszny w myśleniu." Jest to czego nauczyłem się na Twoich zajęciach i co nadal kontynuuje dzięki PTFT i wspólnemu seminarium. To, że się wierzy w Boga, jest się Chrześcijaninem, nie oznacza od razu ślepego wyznawania Papieża (zresztą kwestionowana często nieomylność Papieża a Chrystusowe odkupienie będące dla mnie wyrazem tego, że człowiek z natury jest omylny i grzeszny, więc nikt nawet ten, który jest Papieżem, nie może być ponad to), a co więcej dana człowiekowi wolna wola pozwala mu być dociekliwym filozofem, który ze swej natury jest nieufny i nieposłuszny w sądzeniu. Dlatego nie bójmy się, jako filozofowie, socjologowie, iść pod prąd, jeśli w ogóle pod ten prąd idziemy!

    Z pozdrowieniami, Dobrosław.

    OdpowiedzUsuń
  2. …poczułem brzemię odpowiedzialności za to, co mówię na zajęciach, co w różnych miejscach już napisałem i co ‘wyczyniam’ w i poprzez PTFT…
    Dodam więc tylko, że wiara i rozum nie muszą być w konflikcie, w związku z czym, uznawana w religijnym porządku nieomylność Papieża w sprawach wiary i moralności nie musi kłócić się z racjonalnym krytycyzmem wobec społecznych jej rozumień, ekspozycji i tym podobnych. I dodam jeszcze, że jeśli przybliżanie się do prawdy jest priorytetem podejmowanego działania, to kierunek ‘z prądem’, czy ‘pod prąd’ zapewne jest drugorzędny.
    A na koniec jeszcze zaznaczę, że tak powściągliwie i – z prośbą o wyrozumiałość – bezosobowo odpowiadam, aby treści, jak mniemam, istotnych nie zasłaniać personaliami.

    OdpowiedzUsuń