niedziela, 26 lutego 2012

Naiwność

bywa głupia, drażniąca. Choćby naiwność polityka albo biznesmena. Ale jest też naiwność, i o nią tu chodzi, która jest obroną czystości, liryzmem, czułością, dziecięcym zachwytem pięknem świata, przekonaniem, iż wiara przenosi góry. Chciałbym tę naiwność postawić w rzędzie takich pojęć, jak nadzieja, miłość, dobro, szlachetność. (Aleksander Jackowski)

Zapiski przedkongresowe

(1) jeśli uznano, że najbardziej jest nam dzisiaj potrzebna ‘kompetencja współpracy’, to warto się zastanowić, jak ona powinna być wyzyskana przy organizacji kongresu nt. wartości
(2) skoro ‘trzeba narzucić określenie wartości, aby się nie pogubić’, to pojawia się pytanie o kryteria kompetencji i m.in. środowiskowej reprezentatywności narzucającego ww. określenie
(3) jeśli ‘kanonizowanie wartości’ ma być narzędziem, to pojawia się pytanie, czemu ma to narzędzie służyć
(4) dot. wypracowania ‘kanonu wartości’ – ważne, by unikać powoływania do istnienia tworów sztucznych i potem sztucznie podtrzymywanych (przykładem tego rodzaju wytworu jest dla mnie ‘karta powinności człowieka’ z gdańskiego Areopagu; oczywiście nie mam wątpliwości, że tego rodzaju uwagami nie przysparzam sobie sympatii, ale to nie jest problem)
(5) przynajmniej zdaniem niektórych, można sensownie dyskutować o postawach, ale tylko pod warunkiem, że wyraźnie określimy przedmiot badanych postaw – o postawę/y wobec czego pytamy?…
(6) warto ‘użyć gry wartości, by rozbić myślenie grupami’ – tak, np. grupami interesu na poziomie regionu
(7) ‘to nie jest tak, że każdy głos waży tyle samo’ – to jest pierwszy krok do dalszego eliminowania wykluczonych
(8) ‘niech ludzie zbudują człowieka!’ – nie, niech zobaczą i wysłuchają człowieka już istniejącego!

środa, 22 lutego 2012

Czym bowiem jest decyzjonizm?

„Otóż decyzjonizm, jak już sama nazwa wskazuje, kładzie nacisk na decyzję podejmowaną wobec przedmiotu zainteresowania. Przedmiotem tym, w przypadku decyzjonizmu aksjologicznego, jest właśnie wartość – jako taka, lub określona jako obiekt budzący zainteresowanie organizujące myślenie i działanie podmiotu. Jako stanowisko akognitywistyczne, decyzjonizm nie rozstrzyga o ontycznym charakterze wartości, a jeśli są one w jakimś sensie obiektami rzeczywistymi, nie wyklucza także ich obiektywnej poznawalności. Decyzjonizm – podkreśla cytowany już Friedo Ricken – po prostu widzi ostateczne kryterium sądów wartościujących w decyzjach, «które racjonalnej krytyce mogą być poddane co najwyżej w sensie ograniczonym». Jako reprezentant tego stanowiska wymieniany jest Max Weber, czego potwierdzenie zdają się dobrze ilustrować następujące m.in. słowa tego autora: «Zależnie od przyjęcia ostatecznego stanowiska, dla jednostki jedno będzie diabłem, a drugie Bogiem i jednostka musi się zdecydować, które z nich jest dla niej Bogiem, a które diabłem»”.

Więcej w: Wojciech Zieliński, Decyzjonizm aksjologiczny w etyce i teorii społecznej. Zarys problemu, w: Nauka, świat, człowiek. Księga poświęcona pamięci Ireny Szumilewicz-Lachman, red. W. Krajewski, Gdańsk 2005, s. 303-315.

poniedziałek, 20 lutego 2012

Z mojego listu do Stefana…

Teraz co do spraw dalszych, mogę za Tobą tylko powtórzyć [dopisując dwa słowa w nawiasie]: „Pogoń za punktami zniszczyła współdziałanie w humanistyce. Na dodatek wzbudziła jakąś chorą rywalizację nie wiadomo o co […] nie wchodzę w żadne układy i bardzo dobrze mi z tym. Robię swoje i [mam nadzieję, że] idzie mi z tym coraz lepiej” – choć, co do tej ostatniej kwestii, to zapewne w moim przypadku dzieje się inaczej niż kiedyś to sobie wyobrażałem. Przykre jest tylko to poczucie osamotnienia, bo z tą moją niezgodą na obecne układy spraw i standardy zachowań chodzę, jak ‘trędowaty’ – wśród ludzi, którzy mówią mi jedno, co naprawdę myślą, oczywiście nie wiem, a robią – mam wrażenie – co innego niż (mi) mówią… No, ale to już taki świat, nie od dzisiaj…
[…]
To prawda, że – jak napisałeś – „wygrywają tylko ci co walczą”, ale ja książki gotowej jeszcze nie mam, a ponieważ tu, […], otacza mnie organizacyjny i kompetencyjny chaos, nie chcę niczego robić ‘na wariata’ i ‘byle było’, bo skoro już nie najbliższe otoczenie, to przynajmniej ja sam swoje pisanie staram się szanować.

piątek, 17 lutego 2012

Postulat pisarza

Kto nie ma nic do powiedzenia światu, kto nie ma w sobie jasnej odpowiedzi, po co pisze, w jaki sposób chce na bieg życia oddziałać – niech milczy. (Stanisław Brzozowski)

czwartek, 16 lutego 2012

Z mojego listu do Profesury…

Chorobą naszej firmy jest to, że – oczywiście za przyzwoleniem zainteresowanych – zadania formalne miesza z relacjami nieformalnymi i, nierzadko, te pierwsze rozwiązuje przy pomocy tych drugich. Problem pojawia się wówczas, gdy w tego rodzaju działaniu zaczyna brakować symetrii i staje się ono jednokierunkowe: rozliczani jesteśmy z formalnych obowiązków, terminów itp., dostajemy rozmaite zadania do wykonania, nie otrzymując w zamian adekwatnego wynagrodzenia, ochrony formalnej itp. (O szacunku firmy dla naszej pracy nie wspomnę. I może słusznie, bo szacunek mogą okazywać tylko ludzie. A na coś takiego – nie tylko w słowach, ale i w uczynkach, decyzjach itp. – nie wszystkich stać). Piszę zaś to wszystko w poczuciu także moralnego zobowiązania wobec osób, których warunki pracy u nas w jakimś stopniu pozostają zależne także od mojej postawy jako wicedyrektora.
[…]
Lojalność i zaangażowanie wobec firmy ma sens, o ile jest symetryczne i równoważy się z lojalnością i zaangażowaniem firmy wobec pracownika. W przeciwnym razie pozostaje zwykłe – za przeproszeniem – dziadowanie, a to jest zajęcie dobre dla dziadów.

(Jeszcze małe postscriptum: Niedawno zwrócono mi uwagę, że w dzisiejszych czasach niebezpieczne jest mówienie, pisanie tego, co się myśli… Odpowiedziałem: Być może. Ale kiedy będzie dobry czas na mówienie i pisanie tego, co się myśli? Czy dopiero wtedy, kiedy nie będzie problemów? Takiego czasu chyba się nie doczekamy. Tymczasem ‘narzekanie po kątach’ a ‘siedzenie cicho, gdy co do czego przychodzi’, nie najlepiej mi się kojarzy).

środa, 15 lutego 2012

Z wypowiedzi Studentki

Zaryzykuję stwierdzenie, że zdrada zaczęła się po prostu robić modna. Mam niekiedy wrażenie, że ludziom nudzi się ich codzienne, rutynowe życie. Zdradzają z jakiegoś błahego powodu, po czym sami podnoszą sobie poprzeczkę codziennego tzw. kombinowania i wymyślania ciągłych kłamstw. (xyz)

wtorek, 14 lutego 2012

Z mojego listu do Marka…(4)

Dzięki (także za ten link do „Znaku” z 1947), z zainteresowaniem przeczytałem. Jak zwykle, chylę czoła przed warstwą historyczną, faktograficzną Twojego pisania! No i, jak wiesz, jestem zawsze ‘na głodzie’ bezpośrednich nawiązań do teraźniejszości. Bo myślę sobie, że „światopoglądy i ideologie masowych ruchów politycznych”, i społeczne dla nich uznanie, są w jakimś stopniu także reakcją na arogancję filozofii skupionej na sobie a plecami odwróconej do problemów żyjących ludzi.

niedziela, 12 lutego 2012

Z mojego listu do Katarzyny…

Założenie, że socjologia jest nauką wolną od wartościowania ma charakter normatywny; zastosowana forma zdania oznajmującego de facto wyraża pod adresem socjologii powinność bycia wolną od wartościowania. Absolutne wypełnienie tej powinności nie wydaje się możliwe, ponieważ socjologia – jak każda nauka – uprawiana jest przez ludzi, a jej przedmiotem – jak nie każdej nauki – są ludzie i ich sprawy. Ludzie zaś – tak badani, jak i badający – działają dzięki wartościowaniu i wartościują z powodu działania. Gdy zatem pyta Pani, „dlaczego nazywamy pewne zjawiska patologiami, tym samym je wartościując?”, odpowiedź można sformułować następującą: Dlatego, że mając – w danym obszarze badanych i poznawczo porządkowanych zagadnień – do czynienia z obiektami (zjawiskami, zachowaniami, działaniami, postawami itd.) nierównymi, wskazujemy te spośród nich, które odpowiadają uzna(wa)nej przez dane gremium (badanych, badaczy itd.) normie – np. powtarzalności, powszechności, funkcjonalności, skuteczności itd. – i takie, które wspomnianej normie nie odpowiadają, lokując się na jej skraju w postaci patologii…

czwartek, 9 lutego 2012

Depresja

„Tak oto właśnie przyszłość już teraz, «całym swym ciężarem leży na naszej świadomości», zwłaszcza, gdy cierpienie trwa i jako trwałe się zapowiada; gdy – jak pisze Tatarkiewicz – «przed człowiekiem staje niekończąca się perspektywa cierpienia», a chwili zakończenia tego, co w człowieku wywołane przez krzywdę, stratę czy niepowodzenie, nie wyznaczy przecież żaden proces organiczny. I choć poczucie beznadziejności tych przede wszystkim opanowuje, którzy postradali to, co mieli najdroższego, to jednak dotyka także ludzi, którzy «niewiele realnie utracili, lecz stracili nadzieję i cierpliwość». Takie zaś dłużej trwające i w poczuciu beznadziejności zanurzone cierpienie nie tylko ilościowo, ale też jakościowo różni się od krótkotrwałego: «przekraczając siły człowieka, staje się dlań nieznośne» i burzy wszelkie jego szczęścia bieżące. Czymże więc jest życie szczęśliwe? Seneka odpowiadał, że to «pewność i trwały spokój». Ale przecież nie ma pewności i spokoju tam, gdzie nie ma zaufania. Nie ma więc pewności i spokoju, gdy nie ma zaufania do przyszłości. «Tylko patrząc spokojnie w przyszłość – podkreśla Tatarkiewicz – można cieszyć się teraźniejszością». Można bowiem być szczęśliwym z ciężkim dziś, ale raczej nie można – z groźnym jutrem.
Konkluzją tej części artykułu niech zaś będą słowa następujące, zapewne bardzo czytelne dla niejednego działającego człowieka, podmiotowo doświadczającego zawartej w nich treści: «Tkwią w nas sposoby myślenia, odczuwania rzeczy i reagowania na nie, z których niepodobna nam się wyzwolić. Łatwiej nieraz zdobyć majątek, przekształcić własny wygląd i wygląd otoczenia, zdobyć sławę i władzę, niż wyrwać się z depresji, która nie pozwala cieszyć się z majątku ani z urody, ze sławy ani z władzy»”.

Więcej w: Wojciech Zieliński, Czy Tatarkiewicz jest do szczęścia jeszcze komuś potrzebny? Spojrzenie z perspektywy filozofii bardzo praktycznej, „Filo-Sofija”, Rok XI, 2011, nr 2-3 (13-14), s. 675-688.


(zob. także: Filozofia na uczelniach oraz Depresja (2), Depresja (3), Były też inne sny…)

(zob. także: Mdr 17)

wtorek, 7 lutego 2012

Z mojego listu do Mariusza…

Bardzo przykre jest to, co napisałeś o kulisach konferencji. Niestety, w ogóle mnie to nie dziwi. Tak właśnie buduje się ‘wielkość’ naszych tzw. naukowych elit. Nie chcę przesadzać ze skojarzeniami, ale na pewno kojarzysz ten fragment:

„Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne miejsca na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi” (Mt 23, 3-7).

Powtórzę: nie chcę przesadzać ze skojarzeniami – w kontekście naszej korespondencji powyższy fragment to jedynie zwyczajny zapis przypadłości tych ‘wielkich’.

Pozbieraj/cie się więc po tym doświadczeniu i – jeśli mogę coś zasugerować – nie marnujcie więcej Waszej energii na przedsięwzięcia inne niż wyłącznie własne, autorskie; przynajmniej dopóty, dopóki nie upewnicie się, że instytucja, w której pracujecie, we właściwy sposób uszanuje Wasz wysiłek. (No, chyba, że aspirujecie do tej uczelnianej ‘sztafety’, i pozwalacie się wykorzystywać po to, by m.in. awansować bez przeszkód, a potem móc spokojnie wykorzystywać innych… Oczywiście przy takim podejściu, powyższa sugestia jest ‘nie na miejscu’).

sobota, 4 lutego 2012

Kiedy tak sobie czytam…

…we fragmencie końcowych rozważań autora (zob. P. Makowski, Po metaetyce. Dobro i powinność w etykach naturalistycznych, 2012), o owej, w dużej mierze, bezużyteczności narzędzi dawniejszej etyki i o wolności etyki dzisiejszej, naturalistycznej, od „metafizycznych mrzonek i teologicznie obciążonych konstruktów”, i kiedy uświadamiam sobie, że nie podzielam tej, chyba niewzruszonej, wiary autora w naukę, bo ona jakoś mi się nie zgadza z powszednim doświadczeniem moralnym, z tą rozmaitą ludzką biedą, która – choć tak blisko nauki ulokowana – pozostaje wciąż nierozwiązanym problemem ludzi działających, to i myśl mnie taka nachodzi, że są etyki po prostu i zwyczajnie różne, i że ta, do której wspomnianemu autorowi blisko, rozwiązywać być może może problemy naukowe, a ta, o której zasadności myślę sobie ciągle, łagodzić nadal może problemy życiowe…

środa, 1 lutego 2012

O krytyce władzy

Z władzą, wszelkiego rodzaju i szczebla, która jedynie pozoruje dyskusje ze swoimi oponentami, w ogóle nie ma sensu dyskutować – jeśli jest zła, trzeba ją zwyczajnie rozgonić. Ale nie ma sensu również takie działanie, jeśli podejmowane jest bez dostatecznej siły i jeśli wiedzione jest krytyką niekonstruktywną.