Jeden z moich studentów napisał: „Kiedy miałem siedem lat powiedziałem sobie, że nigdy tego nie zrobię, ale dzisiaj między innymi dzięki ściągom jestem na studiach. Usprawiedliwia mnie też fakt, że dzisiaj szkoły czy uczelnie zadają tyle nauki, że przeciętny człowiek po prostu musi ściągać (tak przy okazji, na socjologii nigdy nie ściągałem, bo nie było na szczęście takiej potrzeby)”.
Nie jest to dla mnie wypowiedź gorsząca, chociaż zdaję sobie sprawę, że niektórzy mogą na te słowa – studenta i moje – reagować wręcz tak zwanym ‘świętym oburzeniem’. Natomiast jest to dla mnie wypowiedź znacząca. Dlatego, że, jako zapisana spontanicznie, na marginesie pracy zaliczeniowej, mówi coś o realiach systemu oświaty i szkolnictwa wyższego – zarówno w tym, co odnosi się do samego faktu ściągania, jak i w tym, co odnosi się do jego sygnalizowanych powodów.
Nie wiem, czy ściąganie jest zjawiskiem powszechnym, ale sądzę, że nie jest zjawiskiem rzadkim. Jeśli zaś moralna jego ocena jest negatywna, warte refleksji jest oceny takowej uzasadnianie. Oczywiście najprościej skupić się na jednostkowo pojętym akcie dokon(yw)anego oszustwa, słusznie argumentując, że nie unieważnia i nie pomniejsza go przecież ponadjednostkowa skala procederu. Ale wydaje się, że właśnie owa społeczna skala jego doświadczenia jest istotnym komponentem oceny. Szkoła/uczelnia, która jednocześnie chce zapewnić sobie (a) utrzymanie, i w tym celu szerokim łukiem zagarnia ‘klientów własnych usług edukacyjnych’, oraz (b) wysoki poziom oferowanej nauki, hołduje systemowi edukacyjnej hipokryzji. Wymaga więcej niż jej uczeń/student jest w stanie uczciwie sobie przyswoić, ale zarazem utrzymuje go w swoich murach, bo on jest gwarantem własnego jej utrzymania. A gdy już edukacja pomyślnie dobiegnie końca, pozornie wyedukowany absolwent uświadomi sobie, że sam przez ową szkołę/uczelnię został oszukany. Ale wtedy też on sam z tym problemem zostanie.
Zgadzam się, że nasz system szkolnictwa nie jest bez winy, sam jestem teraz na piątym roku i wiem, że materiału jest bardzo dużo, tak że ciężko sobie z nim poradzić, ale nie jest to niemożliwe. Wg mnie nic nie usprawiedliwia ściągania. Szczególnie, że ściąganie nie ma w społeczeństwie statusu moralnego przestępstwa, tylko ogólnie pochwalanego cwaniactwa... Za granicą za ściąganie grozi ostracyzm, w Polsce, podziw wśród rówieśników (a niestety czasem i opiekunów). Absolwent może czuć się oszukany jedynie przez samego siebie... Każdy jest kowalem swojego losu...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Myślę sobie, że jeśli ściąganie ma w naszym społeczeństwie status „ogólnie pochwalanego cwaniactwa”, to dzieje się tak z jednej strony, owszem, za sprawą przyzwolenia społecznego, ale z drugiej strony za sprawą określonych warunków systemowych, które takie przyzwolenie w ogóle umożliwiają. Kształtowanie owych warunków to jednak domena decydentów rozmaitych szczebli (także, wspomnianych przez Pana, opiekunów, którzy ‘podziwiają’ spryt swoich uczniów/studentów), a słabość państwa i instytucji je stanowiących, w przedmiotowym zakresie, oczywiście sprzyja cwaniactwu – także tych, którzy przy jego pomocy kują własny los i własne kariery.
OdpowiedzUsuńTwierdzenie, że ‘każdy jest kowalem swojego losu’ bywa jednak kwestionowane, jako nazbyt ogólne. Podkreślając, że los jest zawsze indywidualny, niektórzy chyba nie bez racji przekonują, że człowiek nie tyle jest kowalem swego losu, ile pozostaje raczej tylko jego tragarzem…
Zgadzam się z Panem, iż "bycie kowalem swojego losu" jest zbyt ogólnym pojęciem, jeśli stosować je do holistycznego pojęcia życiowego losu, jednak moje zastosowanie zawęża się jedynie do ściągania, gdzie decyzję o ściąganiu podejmuje sam student, a późniejsze konsekwencje tej decyzji, czyli braki wiedzy i umiejętności radzenia sobie z problemami w karierze zawodowej (gdzie też często borykamy się z nadmiarem pracy, lecz tam "dróg na skróty" już nie ma) "zawdzięcza" tylko sobie. W tym wąskim kontekście uważam (chociaż mogę się mylić), iż zastosowane przeze mnie powiedzenie ma rację bytu, jednak przyznaję, że nie umieściłem mojej wypowiedzi w zamierzonym znaczeniu dostatecznie trafnie .
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o wspomnianych przeze mnie opiekunów, mowa niestety nie tylko o nauczycielach i wykładowcach, ale również o rodzicach i starszym rodzeństwie, którzy (powinni) być wzorem do naśladowania i kształtować normy i wartości etyczne swoich podopiecznych. Ten rodzinny wymiar wydaje się być najważniejszy, gdyż nie raz spotykałem nauczycieli walczących ze ściąganiem, jednak nigdy nie przynosiło to trwałych skutków... bez wprowadzenia zmian w podstawowej komórce społecznej, walka ze ściąganiem w szkołach i na uczelniach jest trudna i w skali kraju raczej skazana na porażkę...
W odpowiedzi, mogę chyba tylko podziękować Panu za zainteresowanie moimi uwagami i za ich cenne – a mam też nadzieję, że nie ostatnie – uzupełnienie. Pięknie pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń