Przed chwilą w serwisie Polskiej Agencji Prasowej przeczytałem, że „Robert Kubica otrzymał od kardynała Stanisława Dziwisza zaproszenie na beatyfikację Jana Pawła II 1 maja w Rzymie wraz z obietnicą miejsca w pierwszym rzędzie na Placu świętego Piotra” (zob. Robert Kubica zaproszony na beatyfikację Jana Pawła II, PAP, 12.02.2011 r.). Czy to oznacza, że – w ramach wymiany miejsc w pierwszych rzędach – za czas jakiś, F1 uczestniczyć będzie w rozdawaniu odpustów, choćby niezupełnych?…
Przepraszam zainteresowanych Czytelników za swego rodzaju ‘małość’ niniejszego wpisu. Przecież nie sportowca naszego jego treść dotyczy, ale Kościoła, którego wielkość tak bardzo mnie przerasta…
Muszę przyznać, że wpis mnie rozbawił, szczególnie cześć o rozdawaniu odpustów podczas zawodów F1. Skojarzyło mi się to z piosenką Jacka Kaczmarskiego - "Wojna postu z karnawałem" na podstawie obrazu Bruegel'a o podobnym tytule.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o samo zaproszenie, myślę że związane jest głównie z samą osobą Kubicy, który wyrażał bardzo bliską więź z Janem Pawłem II, nawet przez jakiś czas miał na kasku jego imię, co z resztą miało, wedle jego przekonania i wiary, pomóc mu w przeżyciu wypadku, któremu uległ podczas GP Kanady.
Jednak, istotnie, zgodzę się z Pana obawą, która (jak z resztą pisałem w licencjacie pod Pana opieką) według mnie wskazuje, jak dalece posunęła się sekularyzacja polskiego Kościoła. Mieszanie się sfer sacrum i profanum oraz prywatyzacja i indywidualizacja wiary zaczyna w tym momencie dotyczyć nie tylko świeckich, ale również duchownych... Jeśli dalej będziemy brnąć w zatracanie sfery sacrum, to wspomniana przez Pana "wielkość Kościoła" przestanie przerastać kogokolwiek...
Pozdrawiam serdecznie.
Panie Mateuszu, bardzo trafnie Pan to ujął: ‘prywatyzacja i indywidualizacja’ wiary, również duchownych. A ostrzeżenie przed ‘przerostem wielkości’ jest chyba w tym miejscu: Mt 18, 1-5.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Panem, niestety dodałbym do tego kolejny fragment Ewangelisty: Mt 23, 13-14.
OdpowiedzUsuńI ja się zgadzam.
OdpowiedzUsuńI tak oto, wymieniając się biblijnymi adresami, w opinii i zapewne ku zdziwieniu niektórych naszych czytelników, rozbawieniu innych, a jeszcze innych, być może, zgorszeniu, stajemy się ‘internetowymi kaznodziejami’. Ale, niech tam…
Panie Doktorze, cóż to dla nas? Mogłoby być dużo gorzej... ;]
OdpowiedzUsuń