poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Dać innym siebie …zużyć

Chyba dość dobrze znany chrześcijanom – wszakże często przypominany – jest ten werset z Drugiego Listu do Tymoteusza, w którym św. Paweł podsumowuje: „W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem” (2 Tm 4, 7). Kontekst wiadomy: Apostoł przewiduje rychłą śmierć, ale wyraża też nadzieję życia wiecznego. Pisze: „Na ostatek odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu odda Pan, sprawiedliwy Sędzia, a nie tylko mnie, ale i wszystkim, którzy umiłowali pojawienie się Jego” (2 Tm 4, 8). Rzec można: połączenie głębokiej wiary z racjonalnym podejściem do życia…

Zapewne również tymi św. Pawła słowami jakoś inspirowany, pozwoliłem sobie parę lat temu na zapisanie myśli następującej: Życie do zużycia – bieg chrześcijanina” (Aforystycznie, Kraków 2014, s. 51). Bez nadmiaru wzniosłości do tych słów nawiązując, a jednocześnie schodząc na chwilę z pokładu refleksyjnej wiary, rzec można, iż biegać – byle z głową na karku – warto, bo sport to przecież zdrowie, ale wyraz „zużywanie” chyba nieco tu drażni. A jeśli powiemy, jak w tytule, jeszcze dosadniej: „Dać innym siebie …zużyć” – to zabrzmią takie słowa chyba wręcz kłopotliwie.

Faktycznie, jeśli potraktujemy je dosłownie, odnosząc na przykład do prostytucji – także tej rozumianej szeroko (a więc na przykład politycznej) – i do uwłaczania jej drogą własnej godności, otrzymamy slogan wręcz sutenerski. (W tym miejscu warto przywołać słowa Marii Ossowskiej, badaczki moralności, która swego czasu tak kwestię godności formułowała: „Ma godność ten, kto umie bronić pewnych uznanych przez siebie wartości, z których obroną związane jest jego poczucie własnej wartości i kto oczekuje z tego tytułu szacunku ze strony innych. Brak godności z kolei ujawnia ten, kto rezygnując z takiej wartości sam siebie poniża lub daje się poniżać dla osiągnięcia jakichś osobistych korzyści”). Ale jeśli na dawanie siebie innym, aż do zużycia, spojrzymy szerzej?…

Poza oczywistym w chrześcijańskim kontekście przykładem życia i śmierci Jezusa na krzyżu, na myśl przychodzą Jego pouczenia z Kazania na Górze (zob. Mt 5, 1 – 7, 29; Łk 6, 17-49), stanowiące swoisty kodeks chrześcijańskiej etyki:

Bądź miłosierny wobec bliźniego i wprowadzaj pokój do życia z innymi; dąż do zgody ze swoim przeciwnikiem i do pojednania z tym, który może coś mieć przeciw tobie, a dopiero na takim podłożu moralnym dbaj o wypełnianie praktyk religijnych; miłuj bliźniego, nawet swego nieprzyjaciela; czyń dobrze nawet temu, kto cię nienawidzi; błogosław nawet temu, kto ciebie przeklina, i módl się także za tego, kto ciebie oczernia lub wprost prześladuje. Nie odwracaj się od tego, kto potrzebuje twojej pomocy. Ale gdy pomagasz, „niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa”, a gdy się modlisz, niech wystarczy, że usłyszy ciebie tylko Pan Bóg. I nie troszcz się zbytnio o jutro, bo przecież „dosyć ma dzień swojej biedy”, więc ten jutrzejszy dzień niewątpliwie także sam o siebie troszczyć się będzie. Bądź dobrym człowiekiem i z dobrego skarbca swego serca wydobywaj dobro. Ale zabiegaj przy tym o sprawiedliwość, nawet kosztem własnego cierpienia. Nie ukrywaj swego światła przed ludźmi i bądź jednoznaczny – mów: „Tak, tak; nie, nie”; bo co nadto jest, od Złego pochodzi… Czyń to wszystko, a zużyjesz się dla bliźnich i przez nich zostaniesz zużyty; oni zaś prawdopodobnie nawet tego nie zauważą…

Jakże trudno tę konkluzję – prowokacyjnie dodaną do przypomnienia Jezusowych pouczeń – pogodzić z przemożną chęcią bycia zauważonym, trawiącą współczesnego człowieka, a manifestującą się na polach rozmaitych; może najwyraźniej w świecie wirtualnym. Jakże trudno pogodzić ją także z wymaganiem stawianym współczesnemu człowiekowi przez rozmaite instytucje społeczne, które miarę jego wartości upatrują chociażby w stopniu jego publicznej rozpoznawalności. Wobec takich wymagań i chęci, których spełnienie wymaga zwykle intensywnej pracy, Chrystusowy sposób na życie jawi się, jako wręcz szkodliwy – stosowany, zdaje się bowiem marnować czas pozwalający człowiekowi na jego samorozwój i na używanie życia; zdaje się zużywać ów czas na czynienie dobra innym ludziom, co do których zasadne jest przewidywanie, że to otrzymywane dobro uznają za im zwyczajnie należne…

Jednak nie ma w tym niezauważanym zużywaniu siebie dla innych i przez nich byciu zużywanym niczego szczególnie nowego. Kiedyś pewien Człowiek modlił się w Ogrójcu, niezauważony w swojej trosce przez tych, którzy spali (Mt 26, 36-46), a potem, gdy już zużył się całkowicie, doszedłszy kresu swoich ziemskich starań, po prostu umarł na krzyżu – tak, jakby to było zwyczajnie należne Jego prześladowcom…

[Wojciech E. Zieliński, Dać innym siebie …zużyć, "Na Rozstajach", 2017, nr 4 (301), s. 9.]