Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tutoring. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tutoring. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 22 listopada 2018

Pracuję z przekonaniem, że edukacja powinna mieć

w pierwszym rzędzie wspierający, a dopiero na dalszym planie oceniający charakter. Na bieżąco znajduję praktyczne potwierdzenia słuszności takiego działania, a ostrożniej rzecz ujmując: nie znajduję praktycznego potwierdzenia jego niesłuszności. Nie znajduję również środowiskowego uznania dla takiej postawy, ale to nie jest powód, abym z niej rezygnował.

piątek, 13 lipca 2018

Zakłócone wystąpienie konferencyjne*

Szkoła IKS, działająca w niewielkiej, urokliwej, ale źle skomunikowanej miejscowości, od pewnego czasu rozwija się bardzo dobrze. Parę lat temu jej poprzedni dyrektor odszedł na emeryturę, niedługo potem kilkoro nauczycieli zmieniło pracę, a w ich miejsce pojawiły się nowe, pełne twórczego zapału, osoby. Wbrew nienajlepszym doświadczeniom, jakie wyniosły z placówek, w których pracowały poprzednio i obawom, że w nowym dla nich miejscu będzie podobnie, okazało się, że Szkoła IKS pod obecnym zarządem daje im wiele możliwości rozwoju i wspiera w twórczym wykorzystywaniu dobrych pomysłów edukacyjnych. Mateusz, nauczyciel przedmiotów ekonomicznych i przedsiębiorczości, a zarazem wychowawca klasy Pe – którą przejął po niepracującej już osobie – zapowiedział uczniom przed wakacjami, że w nowym roku szkolnym poprowadzi również dla chętnych tutoring…

Andrzej, uczeń klasy Pe – która w bieżącym roku szkolnym stała się klasą maturalną – już 1 września zgłosił się do Mateusza z prośbą o przyjęcie na zajęcia tutorskie. O tutoringu, poza tym, co jeszcze przed wakacjami usłyszał od wychowawcy, dowiedział się wiele, intensywnie pod tym kątem przeszukując internet. Wychowawca, nie przesądzając jeszcze ostatecznej decyzji, wskazał Andrzejowi miejsce i termin kluczowego spotkania w przedmiotowej sprawie.

Andrzej przyszedł zdeterminowany i przygotowany – miał już określony „plan na siebie”: po maturze zamierzał podjąć studia ekonomiczne, a teraz chciał, aby tutorial pod kierunkiem Mateusza stał się rozwojowym wsparciem dla jego zamierzeń. Ku zdziwieniu i pewnemu zakłopotaniu nauczyciela, określił nawet finalny moment tutorialu: miałaby to być szkolna, uczniowsko-nauczycielska konferencja ekonomiczna, której organizacją zamierzał się zająć i w ramach której – obok uczniów klasy Pe, jej wychowawcy oraz kilku innych nauczycieli – miałby wystąpić znajomy rodziców Andrzeja, ekonomista, profesor wyższej uczelni z odległego o kilkadziesiąt kilometrów miasta wojewódzkiego. Według śmiałych planów Andrzeja, konferencja miałaby zwieńczyć przedostatnie półrocze nauki klasy Pe w Szkole IKS – półrocze ostatnie służyć miało już tylko intensywnemu przygotowaniu do matury. Tymczasem Andrzej potrzebował tutora, który wsparłby go w realizacji zamierzeń i merytorycznie koordynował jej przebieg.

Mateusz nie krył zadowolenia z rysującego się planu działań – nowatorskie w Szkole IKS, tutorskie przedsięwzięcie edukacyjne zapowiadało się interesująco. Oto miał przed sobą zdolnego ucznia klasy maturalnej, pewnego siebie, ale niezarozumiałego, którego z dobrej strony wiedzy i zaangażowania szkolnego poznał już w poprzednim, pierwszym roku swojej pracy w Szkole IKS. Ponieważ sam był osobą otwartą na innych, niezależnie od ich wieku, pozycji społecznej itp., nie sprawiło mu wewnętrznych trudności wrażenie, że Andrzej przyszedł na spotkanie tutorskie, by „wynająć” wychowawcę-tutora do realizacji swoich śmiałych planów. Oczywiście o tym wrażeniu powiedział uczniowi głośno, co stało się przedmiotem kolejnych kilkunastu minut ich rozmowy. Na koniec spisano tutorski kontrakt i uzgodniono termin następnego spotkania – jego zadaniem było sprecyzowanie planu dalszego działania.

A potem wszystko poszło już gładko. Tutorial toczył się bez zakłóceń, dla obu stron procesu był intensywny merytorycznie i organizacyjnie. Inicjatywa konferencji spotkała się bowiem z dużą przychylnością dyrekcji Szkoły IKS, aktywnością zaproszonych do udziału w niej nauczycieli i uczniów klasy Pe, i …z rosnącym zainteresowaniem tutoringiem ze strony uczniów młodszego rocznika. Zarówno dla Andrzeja jak i dla jego tutora, przedsięwzięcie stało się wielce zobowiązujące. Aż nadszedł finał – dzień konferencji…

Program przewidywał kolejno wykład zaproszonego Profesora, dwa wystąpienia nauczycieli, wystąpienie podopiecznego Andrzeja, podsumowujące pierwszy w szkole tutorial wystąpienie Mateusza i wieńczącą pierwszą część konferencji dyskusję, następnie przerwę kawową, a po niej cztery wystąpienia uczniów klasy Pe. Z wyjątkiem czterdziestominutowego wykładu Profesora, każde wystąpienie miało trwać nie dłużej niż dwadzieścia minut. Organizacyjno-porządkową obsługę konferencji zapewniali uczniowie młodszej klasy, już zabiegający u Mateusza o zapisanie się w kolejnym półroczu nauki na jego zajęcia tutorskie. Po konferencji przewidziany był wspólny obiad uczestników z dyrekcją Szkoły IKS, po którym zaplanowano uroczyste podpisanie umowy inicjującej współpracę uczelni reprezentowanej przez Profesora ze Szkołą, w zakresie nauczania przedmiotów zawodowych.

Fatalna tego dnia pogoda sprawiła, że Profesor nie dojechał do szkoły w planowanym czasie – wszedł do sali konferencyjnej dopiero wtedy, gdy swoje wystąpienie zaczynał Andrzej, pierwszy referent z grona uczniów klasy Pe. Usiadł obok Mateusza, nie wiedząc, że ten jest tutorem Andrzeja i chyba niezbyt dobrze orientując się w planie konferencji. Gdy Andrzej kończył swoje wystąpienie, Profesor powiedział szeptem do Mateusza:

– Andrzej, to bardzo zdolny chłopak! Przygotował ze mną to wystąpienie w ramach tutorialu, który prowadziłem dla niego prywatnie na uczelni. Zamierza zostać naszym studentem…

Chciał coś jeszcze dodać, ale w tym momencie nauczyciel prowadzący konferencję zaprosił go do wygłoszenia spóźnionego wykładu. Mateusz miał czterdzieści minut na przemyślenie tego, co powie o swoim pierwszym tutorialu, przeprowadzonym w Szkole IKS…


 ____________________
* Tekst do wykorzystania w ramach tzw. studium przypadku (© Wojciech E. Zieliński), napisany dla Collegium Wratislaviense podczas kursu pt. "Praktyk Tutoringu – Szkoła Tutorów II stopnia" (rok ak. 2017/2018).

Zob. także: Bez akademickiej spiny, czyli wczasy edukacyjne.


[Wojciech E. Zieliński, Zakłócone wystąpienie konferencyjne, "Na Rozstajach", 2018, nr 7 (315), s. 12.] 

czwartek, 13 lipca 2017

Bez akademickiej spiny, czyli wczasy edukacyjne

- te dwa określenia przychodzą mi na myśl, gdy wspominam swój niedawny udział w zajęciach Letniej Szkoły Tutorów w Gdańsku, zorganizowanej przez Collegium Wratislaviense i zakończonej stosownym certyfikatem. Niemal dwa tygodnie intensywnych zajęć w kilkunastoosobowym gronie ludzi już doświadczonych – pedagogów, psychologów, akademików, przedstawicieli biznesu i in. – a przy tym wciąż uczących się, otwartych na nowe doświadczenia i ciekawych siebie nawzajem. Totalny kontrast do zatęchłego klimatu uczelnianej bufonady, jakiego zdarza mi się czasem doświadczać, gdy nieopatrznie trafiam na ludzi, którzy wszystkiego już się nauczyli, którzy wszystko wiedzą lepiej od innych, którzy wypatrują tylko pochwał dla swych ‘autorytetów’, i którzy, bez obaw o utratę pracy, z powodzeniem uwodzą i kształcą kolejnych, podobnych sobie klonów-bufonów.

Zadaniem domowym uczestników wspomnianych zajęć – poza uważnym studiowaniem bieżących materiałów szkoleniowych – było przeprowadzenie wywiadu na temat wybranych zagadnień edukacyjnych, opartego na zestawie pytań przygotowanych przez Organizatora LST. Zebrany tą drogą materiał posłużył przedmiotowej dyskusji uczestników LST i wzbogacił zasoby Collegium.

Materiał, który mnie udało się zebrać – dzięki uprzejmości osób, które zechciały odpowiedzieć na postawione pytania – zamieszczam poniżej, zapraszając tą drogą do jego lektury:




Wprowadzenie

Celem zapewnienia wymaganej zadaniem liczby trzech przeprowadzonych wywiadów, z prośbą o udzielenie odpowiedzi na pytania zwróciłem się wstępnie do siedmiu osób. Odpowiedzi udzieliło łącznie sześcioro respondentów, w tym: 2 studentów, 2 absolwentów studiów, 2 doktorantów; łącznie 2 kobiety i 4 mężczyźni. Mimo przekroczenia liczby wywiadów wymaganej zadaniem – po uprzedniej konsultacji z prowadzącym zajęcia w ramach 1. i 2. zjazdu LST w Gdańsku – postanowiłem wykorzystać cały zebrany materiał. Zestawienie uzyskanych odpowiedzi oraz ich krótkie podsumowanie znajdują się poniżej. Dane pozwalające na ew. identyfikację autorów wypowiedzi zostały usunięte.



Odpowiedzi respondentów

(Pyt. 1.) Jakie doświadczenie edukacyjne było dla Ciebie do tej pory najważniejsze i dlaczego? Które doświadczenie edukacyjne najbardziej Cię zmieniło i jakie są tego efekty?

(Resp. 1.) Sięgając pamięcią wstecz muszę przyznać, że najważniejsze do tej pory doświadczenia edukacyjne to: egzamin maturalny. Powodem jest to, że dawało mi to możliwość i poczucia zdobycia wykształcenia, które pozwalało kontynuować naukę na studiach wyższych. Najbardziej zmieniło mnie studiowanie na uczelni wyższej. To najbardziej świadome doświadczenie edukacyjne.

(Resp. 2.) Odpowiem może trochę przewrotnie, ale z perspektywy czasu wydaje mi się, że najbardziej znacząca była pewna „porażka” edukacyjna, a mianowicie słabo zdany test gimnazjalny (przy bardzo dobrych ocenach szkolnych). Z jednej strony uniemożliwił mi on wybór liceum, do którego początkowo planowałem pójść, ale z drugiej okazało się, że trafiłem do może mniej „elitarnej”, ale za to pełnej „nauczycieli z pasją” szkoły. Dodatkowo, pomny tego słabego wyniku, wyzwoliły się we mnie duże pokłady ambicji, co w połączeniu ze wspomnianym pozytywnym podejściem nauczycieli spowodowało dość szybki rozwój wiedzy i pewnie przyczyniło się do późniejszego planu by zostać naukowcem.

(Resp. 3.) Bardzo ciężko jest przywołać jedno konkretne doświadczenie edukacyjne, które uważam za najważniejsze. Natomiast z całą pewnością, przypominam sobie kilka sytuacji, które miały ogromny wpływ na moje życie. Po pierwsze był to wyjazd z mojego małego rodzinnego miasta X do Trójmiasta aby zacząć studia i zupełnie nowy etap w edukacji. Pierwsze miesiące w zupełnie nowym miejscu, były dla mnie prawdziwą szkołą życia. Bardzo szybko okazało się, że wybrałam kierunek studiów, na który się nie nadaję i strasznie mnie to stresowało i przytłaczało. Wytrzymałam rok, próbując robić notatki z wykładów w obcym języku, ucząc się na pamięć wszystkich koniugacji, czasów i leksykologii języka francuskiego na filologii romańskiej. Podjęłam decyzję o zmianie kierunku studiów. To był drugi przełomowy okres w moim życiu. Wybrałam socjologię, co dla wielu osób było zdziwieniem i do dzisiaj rzadko spotykam się z aprobatą mojego wyboru. Osobiście uważam, że potrzebowałam tej zmiany, bo teraz mogę powiedzieć, że lubię moje studia. Oczywiście nie zawsze jest kolorowo, ale na socjologii odkryłam, że studia to coś więcej niż tylko chodzenie na zajęcia. Im bardziej się w nie angażuję, tym więcej mi dają. Poprzez udział w kilku projektach badawczych, spotkaniach, otwartych wykładach – poznałam wielu ciekawych ludzi i zyskałam poczucie, że jestem we właściwym miejscu. Francuski pozostał moją pasją, niedawno uzyskałam certyfikat DELF z tego języka, biorę udział w wielu wymianach i wyjazdach młodzieżowych do Francji, a w sierpniu jadę odbyć tam praktyki. Socjologia dała mi inne spojrzenie na moją sytuację i pomogła mi przekuć to co uważałam za swoją porażkę, w coś inspirującego.

(Resp. 4.) Trudno wybrać jedno, jednak dla mnie szczególne znaczenie miało pewne zdarzenie z czasów gimnazjum. Dokładnie pamiętam moment, kiedy nauczycielka języka polskiego na forum klasy powiedziała, że mam ogromny talent do pisania, a moja wiedza wykracza daleko ponad mój wiek. Byłam wtedy bardzo niepewną siebie osobą, która zupełnie nie wierzyła w swoje możliwości. Na dodatek miałam ogromne problemy z matematyką i skupiałam się głównie na tym, że nie potrafię nauczyć się czegoś, co innym przychodzi z łatwością. Moja ówczesna pani od polskiego bardzo mnie wówczas wspierała, pocieszając własnymi doświadczeniami, anegdotami o tym, jak podobne były jej zmagania z przedmiotami ścisłymi. Efektem tego jest to, że wybrałam humanistyczne studia, pisałam w gazecie studenckiej, i kompletnie nie przeszkadza mi to, że do najprostszych obliczeń używam kalkulatora bądź wciąż liczę na palcach.

(Resp. 5.) Pewnie nie będę zbyt oryginalny, ale najważniejszym doświadczeniem edukacyjnym było oczywiście rozpoczęcie studiów. Powód nie jest jednak czysto edukacyjny. Chodzi bardziej o to, że wiązało się to z wyjazdem z domu rodzinnego, zmiana miasta, zmiana otoczenia, nowe obowiązki, z którymi od teraz musiałem radzić sobie sam na miejscu. Oczywiście zmieniło mnie to na tyle, że stałem się odpowiedzialny sam za siebie, poznałem swoje możliwości i ograniczenia… Samo studiowanie akurat socjologii (dziennie, a to ma wg mnie duże znaczenie) pozwoliło mi też otworzyć się na odważniejsze wyrażanie swoich opinii, bo studiowanie wśród ludzi (i zajęcia z wykładowcami) o różnych poglądach pokazało mi, że różne opinie to norma.

(Resp. 6.) W tym miejscu wydaje mi się niezbędnym wprowadzenie rozróżnienia na edukacje formalną i nieformalną. Jeśli chodzi o „formalne doświadczenia” to tutaj chciałbym powiedzieć zarówno o negatywnym jak i pozytywnym doświadczeniu. / Egzamin maturalny, dla wielu osób jest zamknięciem pewnego etapu życiowego, postawienie grubej kreski między dzieciństwem a quasi-dorosłością, symbolem, a raczej rytuałem przejścia. Niestety dla mnie, obraz tych dni prezentuje się zupełnie inaczej. Dzisiaj, ze względu na większy bagaż doświadczeń, możliwość spojrzenia z dystansu oraz dzięki zdobytej wiedzy wspominam „maturę” dość przykro… Jako swoiste symulakrum piętna, systemu opieki zdrowia psychicznego oraz panujących społecznie fobii i uprzedzeń. Egzamin dojrzałości pisałem w osobnej sali, w towarzystwie czterech nauczycielek oraz pielęgniarki. Było to tłumaczone ochroną mojego zdrowia, bezpieczeństwem oraz procedurami. Archaiczny system ochrony zdrowia psychicznego, społecznie panująca stygma oraz odrzucenie społeczne zunifikowały się do wspomnienia egzaminu maturalnego. / W zupełnej skrajności do doświadczeń maturalnych stoi studiowanie socjologii na Uniwersytecie Gdańskim. Doświadczenie to jest dla mnie niezmiernie ważne z kilku powodów. Po pierwsze, jest dla mnie fantastyczna przygodą, choć przede wszystkim w kontekście samego uprawiania nauki, różnica wiekowa między współstudiującymi uwydatnia się w relacjach towarzyskich. Studiowanie uzmysłowiło mi, że mimo wszelkich przeciwności, niedogodności czy utrudnień należy starać się spełniać marzenia, ciągoty czy intelektualne potrzeby. Można powiedzieć, że pierwszy rok studiów nakreślił pewną drogę życiową, którą chciałbym podążać – drogą nauki, kontynuować studia II i III stopnia. Poznanie nauki, studentów, pracowników naukowych oraz wykładowców i wykładowczyń zerwało utożsamianie systemu edukacji z piętnem, zamkniętością oraz zachowawczym lękiem. Można powiedzieć, że w pewien sposób podjęcie studiów socjologicznych rozpoczęło nowy etap w moim życiu, oraz utwierdziło to poczucie „powołania” do uprawiania nauk społecznych. Efekty tego doświadczenia są dwojakie, z jednej strony osobiste, powiązanie nie tylko z własną tożsamością ale także poprawą stanu zdrowia, wręcz można powiedzieć o „uzdrowieniu”. Jeśli chodzi o „znaki dobrego wyboru drogi życia” no to wydaje mi się, że efektem są bardzo dobre wyniki w studiowaniu oraz moje zaangażowanie w życie społeczne, zwłaszcza w kwestii prawno człowieczej jak i w tematyce ochrony zdrowia psychicznego, m.in. czynny udział w konferencji W Stronę Człowieka.



(Pyt. 2.) Czy w ramach tego doświadczenia pojawiła się osoba, która odegrała ważną rolę? Jeśli tak, to co ją charakteryzowało?

(Resp. 1.) W ramach tego doświadczenia to nie było szczególnej osoby. Podczas nauki w liceum były to różne osoby, których charakteryzowało dobre nauczanie i ukierunkowanie na społeczny kontekst świata. Podczas studiów było podobnie. Jednak największą rolę odegrała promotor pracy magisterskiej – X, swoim podejściem do nauczania, prowadzenia studenta i pracy nad pracą magisterską.

(Resp. 2.) Nie miałem kogoś w rodzaju „mistrza”, za kim bym podążał i którego wpływowi poddawałbym się bezkrytycznie (może to też kwestia tego, że nie szukałem takiej osoby?). Natomiast cały okres edukacji poznałem wiele ważnych osób, które czymś mnie inspirowały i prawdopodobnie to co myślę, robię, jest w dużej mierze mozaiką tych różnych wpływów. Zastanawiam się czy coś te osoby łączy i dochodzę do wniosku, że była to pewnego rodzaju szczerość intencji i naturalność zachowania. One wszystkie były z jednej strony „pewne swego”, pewne drogi, którą obrały i nikogo innego nie udawały, a przy tym wszystkim nie sprawiały wrażenia, że ich postawa jest jedynie właściwa.

(Resp. 3.) Tak, pojawiło się kilka osób którym jestem bardzo wdzięczna. Niektóre nawet nie zdają sobie sprawy jak bardzo mi pomogły. Był to mój nauczyciel francuskiego z rodzinnego miasta, mój przyjaciel chory na raka, moi rodzice, przyjaciółka, narzeczony, kilka osób które poznałam już na socjologii. Gdy teraz o tym myślę, to wydaje mi się, że pomogły mi nawet książki, które skłoniły mnie do wielu refleksji i cieszę się, że trafiły w moje ręce w odpowiednim czasie.

(Resp. 4.) Chyba po części odpowiedź znajduje się powyżej. Warto jednak dodać, że była to niesamowita nauczycielka. Traktowała każdego ucznia bardzo indywidualnie, dzieliła się swoją ogromną wiedzą, w wyjątkowy sposób. Myślę, że nie było wówczas osoby, której nie zainteresowała językiem polskim.

(Resp. 5.) Nie, żadna konkretna osoba.

(Resp. 6.) Wcześniej wspomniałem o edukacji nieformalnej. Chyba najważniejszym i najbardziej wpływowym doświadczeniem były obozy letnie w Żarnowcu, gdzie byliśmy goszczeni przez Benedyktynki, razem pracowaliśmy, rozmawialiśmy, były wspólne modlitwy, ale przede wszystkim traktuje to jako doświadczenie metafizyczne. Jednak metafizyczne nie ze względu na obcowanie z Bogiem, tylko na doświadczeniu, rzeczywistym, które było widać, można było dotknąć, zobaczyć i poczuć – doświadczenie wiary sióstr zakonnych. Podczas tych obozów mieliśmy także spotkania z o. Karolem Meissnerem, również benedyktyn. To właśnie „pogadanki” z Wujem Meissnerem (tak go określaliśmy, i tak został w mojej pamięci) pamiętam jako wspaniałe nauki filozoficzne, z dzisiejszej perspektywy widzę jak bardzo wpłynęły one na moje postrzeganie rzeczywistości społecznej. Ale przede wszystkim nauczyły mnie spojrzenia na drugiego człowieka jako osoby, jednostki bez znaczenia jakiego jest koloru skóry, orientacji seksualnej czy etnicznego pochodzenia. / Poza wspomnianym ojcem Meissnerem, w moim doświadczeniu edukacyjnym bardzo ważne miejsce zajmują wykładowcy z Uniwersytetu Gdańskiego, miałem przyjemność z nimi współpracować, rozmawiać, pytać o radę itd. Trudno mi jednoznacznie wskazać jedną „przodującą” osobę, dlatego powiem tylko, że jest ich czwórka, a nazwiska pominę :)



(Pyt. 3.) Gdybyś mógł wybrać jakąkolwiek osobę na świecie na swojego tutora, mistrza, kim byłaby ta osoba i nad czym chciałabyś/chciałbyś z nią/nim pracować?

(Resp. 1.) Nie rozumiem pytania. Czy to ma być osoba ze świata czy z mojego toku studiów/nauki? Jeśli ze świata to byłaby to osoba już niestety nie żyjąca – byłby nią C.W. Mills – amerykański socjolog. Chciałbym pracować nad swoją rozprawą doktorską. Inną osobą byłby Alfred N. Whitehead, z którym mógłbym pracować nad koncepcją miejsca nauki w społeczeństwie.

(Resp. 2.) Byłby to amerykański socjolog Randall Collins – przede wszystkim imponuje mi jego niebywała umiejętność myślenia wielowymiarowego – w kontekście mikro-, mezo- makrostruktur, uwarunkowań historycznych, czy z włączeniem aspektów biosocjologicznych. Gdyby istniała taka możliwość chciałbym opracować z nim temat socjologii uczenia się – biorąc pod uwagę wcześniej zarysowane aspekty.

(Resp. 3.) Chyba nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Jako pierwszy przyszedł mi na myśl mój tata, bo to on jest dla mnie największym autorytetem. Wszystkiego mnie nauczył. Zaraził mnie pasją do podróży i chciałabym pracować z nim dalej nad rozwojem naszego lokalnego stowarzyszenia X. Organizacja dużych imprez turystycznych, wyjazdów, spływów tematycznych, spotkań z podróżnikami daje mi wiele satysfakcji, ale wymaga też sporego zaangażowania, aby wszystko logistycznie ogarnąć, od wolontariuszy po noclegi itp. Cieszę się, że znalazłam wspólną pasję z tatą i mam nadzieję, że jeszcze długo będziemy razem współpracować i uczyć się od siebie nawzajem.

(Resp. 4.) Wybrałabym profesora Philipa Zimbardo. Myślę, że chciałabym z nim pracować nad tym jak „wyciągać” z ludzi ich najlepsze cechy, jak motywować do działania, przywracać wiarę we własne możliwości.

(Resp. 5.) Szczerze mówiąc nie uznaję relacji tutor/mistrz – uczeń. Uczę się życia od wszystkich otaczających mnie osób, uczę się też na błędach, które każdy musi popełnić. Nie chciałbym, żeby jedna, konkretna osoba mówiła mi jak mam żyć, nie chciałbym też „pracować nad czymś” z osobą, która z góry uważałaby się za kogoś, kto ma przelać na mnie wszelką wiedzę życiową.

(Resp. 6.) Nigdy się nie zastanawiałem nad wyborem „nauczyciela”, ale chyba w tej chwili jako swojego nauczyciela (żyjącego) wskazałbym papieża Franciszka, a z nieżyjących… Fryderyka Nietzschego lub Karla Jaspersa. Są to dla mnie autorytety, z którymi sama rozmowa byłaby dla mnie niezwykle ważna i inspirująca. Trudno wskazać mi jeden temat, zagadnienie do współpracy, ale gdybym musiał byłyby to zagadnienia etyki i aksjologii.



Podsumowanie

Odpowiadając na pytanie o najważniejsze dotychczasowe doświadczenia edukacyjne, respondenci zwrócili uwagę m.in. na:

(a) wagę edukacyjnej porażki (tu: słabo zdany test gimnazjalny), po której, dzięki pasji i pozytywnemu podejściu nowych nauczycieli, nastąpiło wyzwolenie ukrytych pokładów ambicji ucznia

(b) wsparcie ze strony nauczyciela, który potrafił zauważyć (tu:) pisarski talent uczennicy i pomagał go rozwijać, ze świadomością niedostatków na innych polach jej wiedzy i umiejętności

(c) egzamin maturalny jako swego rodzaju klucz otwierający drzwi do późniejszej, bardziej świadomej edukacji

(d) podjęcie studiów wymagające zmiany miejsca zamieszkania i powodujące konieczność radzenia sobie w zupełnie nowych warunkach życia i nauki, oraz dające doświadczenie różnorodności światopoglądowej nowopoznanych osób, i w związku z tym, pozwalające na nabranie odwagi wyrażania własnych opinii i poglądów

(e) doświadczenie pierwotnie źle wybranego kierunku studiów, a po nim – znalezienie właściwego dla siebie miejsca na nowym kierunku i płynące z tego zadowolenie, mimo ograniczonej akceptacji dla ww. zmiany ze strony otoczenia

(f) kontrast przykrego doświadczenia matury, zdawanej (tu: ze względu na sytuację zdrowotną zdającego) w warunkach swego rodzaju izolacji społecznej, z pozytywnym doświadczeniem edukacji na poziomie wyższym, wyzwalającym (tu:) z piętna oraz lęków przeszłości.



Odpowiadając na pytanie o najważniejsze dotychczas napotkane osoby, respondenci zwrócili uwagę m.in. na:

(a) wielość osób faktycznie inspirujących – swego rodzaju mozaikę dotychczasowych wpływów edukacyjnych

(b) potrzebę dobrego nauczania i prowadzenia podopiecznego, uwzględniającą także społeczny kontekst edukacji

(c) zauważalne cechy osób zapamiętanych: szczerość intencji i naturalność zachowań, autentyzm prezentowanej postawy, a przy tym pewność własnej drogi i otwartość na drogi innych.



Odpowiadając na pytanie o wybór ew. przewodnika na przyszłość, respondenci zwrócili uwagę m.in. na:

(a) znaczenie uznanych autorytetów – bliskich i bezpośrednio znanych sobie osób (tu np. ojciec jako autorytet i współpracownik, który zaraził pasją określonego działania), jak też osób znanych pośrednio i działających publicznie (m.in. w sferze wartości współczesnej kultury życia społecznego, jak np. papież Franciszek), oraz (tu: ze względu na naukowe plany podopiecznych) osób poznanych i zapamiętanych w świecie nauki

(b) pożądane cechy ew. przewodnika jako osoby, która potrafi „wyciągać” z ludzi najlepsze cechy, przywracać wiarę we własne możliwości i motywować do dalszego działania

(c) zindywidualizowane potrzeby ew. podopiecznych, tu m.in. sygnalizowany dystans do relacji mistrz – uczeń i niechęć do pozostawania pod wpływem jednej osoby dominującej, kształtującej podopiecznego.


Zob. także: Zakłócone wystąpienie konferencyjne.