wtorek, 8 grudnia 2020

Z mojego listu do Studentki (2)

Myślę, że właśnie tak: człowieka bardziej „rozwinie stos lektur faktycznie odpowiadających [jego] zainteresowaniom, z którymi potencjalnie zwiąże przyszłość”. I to chyba jest domena twórców, odkrywców itp., którzy w populacji stanowią zapewne zdecydowaną mniejszość.

Ale to jest też droga trudna – wielu wyżej wymienionych było/bywa samotnikami, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Z kolei systemowa złożoność współczesnej nauki raczej wyklucza efektywność badawczej izolacji. Oczywiście inna sprawa, że na nauce świat ani się nie zaczyna, ani nie kończy.

Z kolei maniera robienia tego, co ‘się robi’, czytania tego, co ‘się czyta’, słuchania tego, co ‘się słucha’ itd. jest oczywiście szeroko wśród ludzi rozpowszechniona – np. socjologowie mają więc o czym pisać, a np. sprzedawcy mogą handlować hurtowo…

Myślę, że wszędzie potrzebny jest jakiś umiar i świadomość tego, że jeśli będziemy tylko dopasowywać się do oczekiwań innych, to niczego twórczego do świata nie wniesiemy.

Odnośnie tego wątku: „zauważyłam, że największym haczykiem podczas czytania są moje niczym niepoparte, ale z góry wyrobione oczekiwania (rzecz jasna - wysokie), którymi już przed startem obarczam lekturę” napiszę, że ograniczanie oczekiwań zmniejsza ryzyko rozczarowań, i że choć generalizacja tej zasady może wydawać się wręcz okropna, to jednak ma ona jakiś potencjał warty rozważenia.

A w nawiązaniu do całości tej naszej koresp. jeszcze dwa skojarzenia literaturowe, proszę zob. w miarę zainteresowania:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz