czwartek, 26 stycznia 2012

Z mojego listu do Uczelnianej Władzy…

(wysłanego w roku 2009)

O uniwersytecie kilka aksjologicznych uwag natury ogólnej

  1. Przepisy powinny służyć ludziom, a nie ludzie przepisom; jeżeli prawo jest złe, należy je zmieniać; za bierne podporządkowywanie się złemu prawu wszyscy ponosimy odpowiedzialność w stopniu proporcjonalnym do posiadanych możliwości wpływu na zmianę prawa; oczywiście ocena jakości obowiązującego prawa nie jest jednakowa – wszak, jak to ujął jeden z mędrców europejskich, „punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia”.
  2. Pracownik uniwersytetu uchylający się od pracy naukowej na pewno nie powinien zajmować miejsca na stanowisku naukowo-dydaktycznym; pracownik uniwersytetu dążący do awansów za wszelką cenę nierzadko staje się nieznośny społecznie lub nieużyteczny organizacyjnie; przejawem swoistej ‘hipokryzji systemowej’ jest traktowanie osób przyjmujących postawę pośrednią wobec wyżej wymienionych według klucza oceny wyznaczanej przez porównywanie obu tych skrajności; konkluzja: zob. pkt. 1; brak krytycznej dyskusji na ten temat stanowi grzech zaniechania społeczności akademickiej.
  3. Aktualne pozostaje pytanie, czy uniwersytet – i jego poszczególne jednostki organizacyjne – (chce) stanowi(ć) dziś instytucję kulturotwórczą, czy jedynie spółdzielnię produkującą bezrefleksyjnych konsumentów papki rynkowej; to pytanie dotyczy zresztą także szkoły jako takiej, a ignorancja w tym zakresie skutkuje m.in. ludzkimi dramatami o różnej skali […]; na uniwersytecie bezrefleksyjnym, dehumanizującym się w imię sprawności finansowo-organizacyjnej, nie warto chyba ani pracować, ani studiować.
  4. Wobec postępującej dehumanizacji naszej pracy, formalizacja relacji służbowych nieuchronnie będzie stawała się coraz bardziej wyrazista, ale przy tym będzie wzrastał chyba poziom jej symetrii, dwukierunkowości; uniwersytet posiada i oczywiście, z definicji, będzie posiadał przewagę instytucjonalną nad pracownikiem; ten ostatni – wobec przedmiotowego, radykalnie sformalizowanego traktowania jego osoby – będzie miał jednak coraz większą łatwość równie formalnego egzekwowania przysługujących mu praw, w imię zasady: „brak sentymentów za brak sentymentów” […].
  5. Żadne realia nie usprawiedliwiają posłuszeństwa w myśleniu a każde realia mogą stanowić tło debaty społecznej na tematy aktualnie nas nurtujące; wszak to, czy uniwersytet jest miejscem także refleksji zależy przede wszystkim od nas samych; jeśli prawdą jest, że do pisania tekstów naukowych trzeba mieć ‘spokojną głowę’, to i prawdą jest chyba, że wyartykułowanie myśli, które głowę nam zaprzątają, może osiąganiu tego spokoju służyć.
Powyższe uwagi nie stanowią oczywiście żadnego odkrycia – to jedynie zapis kilku refleksji, które pojawiają się w naszych rozmowach, na zajęciach ze studentami, słuchaczami studiów podyplomowych itd. Sporządziłem je z nadzieją, że nikogo nimi nie urażę. Jeśli w jakimś przypadku stało się inaczej, serdecznie przepraszam.

3 komentarze:

  1. Odnośnie punktu trzeciego - już myślałam, że mało kto to zauważa... Ta dehumanizacja czasem widoczna jest nie tylko na najwyższym szczeblu organizacyjnym, ale też na poziomach nieco niższych... Szczęście, że oprócz osób wykazujących bardzo formalne i systemowe podejście - jest przeciwwaga jednostek bardziej życzliwych, empatycznych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczęście, że także ‘po drugiej stronie relacji’, „oprócz osób wykazujących bardzo formalne i systemowe podejście”, są jednostki nie wstydzące się życzliwości, empatii i humanistycznej wyobraźni.

      Usuń
  2. ,, za bierne podporządkowywanie się złemu prawu wszyscy ponosimy odpowiedzialność w stopniu proporcjonalnym do posiadanych możliwości wpływu na zmianę prawa '' - ta myśli jeszcze bardzo mi się podoba, w sensie, zgadzam się z tymi słowami.

    OdpowiedzUsuń