poniedziałek, 7 października 2013

Rozpoczęcie studiów

„zawsze wzbudza wiele emocji. Oto staje przed nami kolejny etap życia, nowe znajomości, nowe, ciekawe zajęcia. Duchowa radość, jakiej wówczas doświadczamy, jest tym większa, im bardziej bezinteresownie traktujemy wysiłek, który nas czeka, im bardziej wiedza, którą pragniemy zdobyć, ma być wiedzą zdobytą dla niej samej. Przeciwnie, gdy nasze studiowanie to wyłącznie środek do otrzymania dyplomu i «profitów» z nim związanych, gdy wypływa ono tylko z aktualnie panującej mody, bądź jest formą ucieczki przed innego rodzaju zajęciami (np. służbą wojskową), wówczas każdy egzamin, każde dodatkowe wykłady stają się źródłem niechcianego zmęczenia, kolejną udręką na drodze do upragnionego końca nauki. Nic dziwnego, że w skrajnych przypadkach koniec ten następuje przed planowym czasem”.

Więcej w: Wojciech Zieliński, Refleksja metaprzedmiotowa, „Universitas Gedanensis”, Nr 12, 1995, s. 109-112.

2 komentarze:

  1. Jakże często się słyszy ,, robię te studia, żeby mieć papier '' - nagminne. To o czym Pan tu pisze - tak powinno być, ale to taki typ idealny w dzisiejszej dobie. Wynika to też po trosze z tego, że do piastowania wielu stanowisk wymagane są jakiekolwiek studia wyższe... czasem może wcale niepotrzebnie... a ot, wymóg, bo każdy robi studia, więc czemu nie... No i kończy się to niejednokrotnie tym, że młody człowiek, mając jeszcze niesprecyzowane życiowe plany, idzie na tą uczelnię, bo presja otoczenia, rodziny, znajomi idą... Wybiera cokolwiek, a zapytany dlaczego właśnie to - nie umie nawet najogólniej powiedzieć. Potem rozczarowanie, malkontenctwo, że za dużo zajęć, że jakieś nudne, że inne niepotrzebne... co czasem właśnie jest wynikiem tego, że wybór był nieprzemyślany, pochopny i osoba taka nie miała zbyt pojęcia na co się decyduje. Jak tak o tym myślę, to też może wina tego, że w Polsce kiepsko się miewa preorientacja zawodowa. Gdzie i kiedy w szkołach mówi się o możliwościach zawodowych? Coś tam jest napominane, ale zazwyczaj tematy dotyczą zawodów popularnych. A tak, młodzi ludzie mało wiedzą o tym co dają jakie studia, nie wiedzą do końca jaką ścieżkę edukacyjną wybrać by mieć i satysfakcję i pracę. Problemów jest sporo i wydaje mi się, że jest pole do popisu dla doradców zawodowych. Myślę, że warto ich bardziej docenić i mocniej może zaangażować w spotkania z młodymi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podzielam to przekonanie: że warto ich - doradców zawodowych - bardziej doceniać i mocniej angażować w spotkania z młodymi. Myślę też, że kiepska kondycja preorientacji zawodowej bierze się po części z kryzysu etyki pracy - sprowadzenia walorów pracy do zysku i prestiżu, a odsunięcia na dalszy plan jej autokreatywnej roli w doświadczeniu podmiotu. Jako radykalnie abstrakcyjne lub idealistyczne wydaje się też pojęcie dobra, jakie dobrze wykonywana praca może nieść także innym.
      Odnośnie zaś tego, "że do piastowania wielu stanowisk wymagane są jakiekolwiek studia wyższe... czasem może wcale niepotrzebnie...", warto przyjrzeć się problemowi tzw. "choroby dyplomowej".

      Usuń