„Mówi się, iż postmodernizm jest swoistym piewcą ambiwalencji. We współczesnej kulturze dobro i zło jawią się bowiem nie tyle jako bieguny, ile raczej jako dwie strony tej samej rzeczywistości. Mamy dziś do czynienia wręcz z manifestacją dwustronności otaczającego świata, w którym dobro i zło tracą niegdysiejszy dystans. Czerpiąc z tego doświadczenia bliskości dobra i zła ambiwalencji dylematów i sytuacji moralnych w świecie powiązań globalnych – etyka winna zachowywać rozsądny dystans wobec swego przedmiotu, zdecydowanie stroniąc od moralizatorstwa. Etyka po postmodernizmie nie musi być etyką ambiwalencji moralnej, ale chyba jeszcze mniej pożądana jest jej kodeksualizacja, prowadząca do rzekomo jednoznacznych rozstrzygnięć o moralnej wartości konkretnych czynów, postaw itp. Dystans, o którym tu mowa, to także spokój etyki normatywnej zachowywany w sytuacjach rozmaitych skandali moralnych, które wybuchają tu i ówdzie, bulwersując opinię publiczną zwłaszcza, gdy dotyczą osób i instytucji cieszących się dotąd uznawanym prestiżem. Otóż, mimo wszystko, nie wydaje się uzasadnione przystępowanie krytycznie myślących etyków do chóru tych, którzy w takich sytuacjach rozpływają się w potokach słów potępienia. Wymowne i kategoryczne, lecz oszczędne w słowach zdystansowanie się od krytykowanych zjawisk, wydaje się postępowaniem właściwszym”.
Więcej w: Wojciech Zieliński, Jaka etyka po postmodernizmie?, „Ruch Filozoficzny”, t. 60, 2003, nr 1, s. 53-62.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz