„Można powiedzieć, że lokalność permanentnie przegrywa z globalizacją. Zarówno wtedy, kiedy ta ostatnia rozumiana jest jako niezależne zjawisko cywilizacyjne, jak i wtedy, kiedy pojmuje się ją jako proces sterowany przez globalnych graczy. Lokalność po prostu i zwyczajnie nie ma na globalizację wpływu. Ale przegrywanie, o którym tu mowa, nierzadko ma miejsce, staje się problemem, tylko dlatego, że lokalność niejako sama do siebie odwraca się plecami – cudze chwali, swojego nie znając; pochopnie znosi swą prowincjonalność, w imię dorównywania standardom globalnym, niszcząc jednak tym samym, bezpowrotnie, właściwy sobie potencjał. Tymczasem uniwersalność lokalnego dobra nie polega na jego aktualnej powszechności, uzyskiwanej w myśl obowiązujących dziś reguł globalnej wymiany informacji. Polega raczej na własnej potencjalności: lokalne dobro może wzbogacać wszystkich nim zainteresowanych. Musi być jednak dobrem zachowanym przede wszystkim w rzeczywistym świecie, a nie tylko papierowym czy elektronicznym wspomnieniem. Jako lokalnie wygenerowane, domaga się więc także lokalnego uszanowania. Wiadomo jednak, że w praktyce jest z tym bardzo różnie, i dobro lokalne bywa marnowane. No, ale kto, w pierwszym rzędzie, ponosi za to odpowiedzialność: globalizacja, czy lokalni gracze?”.
Więcej w: Wojciech Zieliński, Kilka uwag o nieuchronności globalizacji i o uniwersalności lokalnego dobra, w: Rozwój regionalny w warunkach globalizacji, red. K. Gomółka, Warszawa 2005, s. 49-53.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz