piątek, 27 maja 2011

Filozofowi wolno

„Uwagi zamieszczone poniżej są subiektywne i nienaukowe. Zebrane w ramach dość swobodnej refleksji, starają się dorównać temu, co jest naszym doświadczeniem, a ściślej starają się uchwycić to i za tym nadążyć, co stanowi jakąś część wspólną naszego dzisiejszego doświadczania życia społecznego; nie gdzieś tam, ale toczącego się tu i teraz. Doświadczenie jest – a przynajmniej wydaje się być – zawsze zaangażowane. Więc i uwagi niniejsze zaangażowane pozostają. Są aksjologicznie zaangażowane w poszukiwanie sposobów na czynienie świata lepszym. Są zatem, jak widać, także nieskromne. Bo czyż można dziś jeszcze, w dobie postępującej wirtualizacji życia społecznego i ekspertyzacji wiedzy o nim, takim prostym tekstem, i to już na wstępie, bezkarnie deklarować poszukiwanie „lepszości”?! Czyż nie jest to wyrazem pychy piszącego te słowa?
Wydaje się, iż następujące, dwuczłonowe twierdzenie nie wymaga szczegółowych dowodów: Prosty człowiek na poziomie swego codziennego doświadczenia szuka dobra dla siebie i swoich bliskich. Rozumie je po swojemu i po swojemu dokonuje jego realizacji. Naukowcowi, badającemu między innymi oblicza przemian współczesnego społeczeństwa polskiego i szukającemu dróg prowadzących do rozwiązania a przynajmniej złagodzenia rejestrowanych problemów, zapewne nie wolno posługiwać się tak prostym schematem działania. Ale filozofowi wolno. I w tym właśnie samolubnym przekonaniu, że filozofowi wolno pracować po swojemu, zestawiono poniższe uwagi”.

Więcej w: Wojciech Zieliński, Socjologia i etyka w konflikcie lub współdziałaniu – uwagi na temat polskiej praxis, w: Obrazy społeczeństwa. Wybrane aspekty polskiej rzeczywistości społecznej, red. B. Bykowska, A. Kwaśniewska, M. Mazurek, Gdańsk 2007, s. 81-88.

czwartek, 19 maja 2011

sobota, 14 maja 2011

Sama rama, bez…

Uczestnictwo w kolejnych uniwersyteckich debatach dotyczących podnoszenia jakości kształcenia, Krajowych Ram Kwalifikacji (KRK) itp., skłania mnie do myśli bałamutnych. Słysząc o, uzasadnionej skądinąd, potrzebie badania losów absolwentów, zastanawiam się, czy dojdziemy kiedyś do tego, że już niemowlę będzie np. ‘chipowane’, aby dzięki temu można było skutecznie śledzić jego edukacyjne i życiowe losy. Słysząc, że sylabusowi zajęć, w kolejnej już, niewątpliwie doskonalszej jego wersji, towarzyszyć będzie ‘przewodnik po sylabusie’, zastanawiam się, kiedy ogłoszony zostanie np. konkurs na ‘przodownika sylabusowych przewodników’, dzięki któremu z pewnością nie zagubimy drogi dydaktycznego procedowania. Słysząc wreszcie, że choć cel wprowadzenia KRK na razie nie do końca jest jasny, to jednak niewątpliwie odnajdziemy go w praktyce, myślę już tylko o Piwowskiego Rejsie, filmach Barei i o Latającym Cyrku Monty Pythona… Tylko że to wszystko niespecjalnie jest śmieszne. Skłania do wniosku, że człowiek myślący racjonalnie – poważnie traktujący zarówno idee reformowania szkolnictwa wyższego, jak i jego społeczne, ekonomiczne, mentalne, moralne i in. realia – nie może całkiem poważnie traktować tego wszystkiego, co wylewa się ze wspomnianych debat, szkoleń i tym podobnych kursokonferencji. Musi być krytycznym treści tych recenzentem i dysponentem, bo chyba tylko taka postawa daje względną gwarancję, że krajowe czy światowe ‘ramy kwalifikacji’ nie przekształcą się w ‘ramy kompromitacji’ środowiska akademickiego, wypchanego papierami biurokratów w miejscu, które niegdyś zajmował, owszem niedoskonały, ale jednak względnie zdrowy rozsądek.

niedziela, 1 maja 2011

Nie zasłaniając krzyża

„Książka Pamięć i tożsamość Jana Pawła II znalazła się w moim domu wkrótce po jej opublikowaniu. Ale od początku do końca przeczytałem ją dopiero wiele miesięcy po śmierci Papieża. Podczas lektury towarzyszyły mi dwa przeciwstawne poczucia. Z jednej strony poczucie bliskości – z osobą autora i treścią jego wypowiedzi: po pierwsze, dlatego, że Jan Paweł II swoją obecnością na Stolicy Piotrowej towarzyszył mi przez znaczącą większość lat mojego dotychczasowego życia; a po drugie, dlatego, że w ramach studiów naczytałem się jego prac – lektura Pamięci i tożsamości przypomniała mi te wcześniejsze doświadczenia. Z drugiej jednak strony wywoływała ona poczucie dystansu – w warstwie bezpośredniej, dotyczące tekstu. Wbrew życzeniowemu myśleniu Redakcji Znaku, tekst w wielu miejscach nie przypomina bowiem przyjacielskiej rozmowy, ale właśnie akademicki wykład; chwilami budząc wątpliwości dotyczące stopnia ingerencji redakcyjnych. Pośrednio jednak moje poczucie dystansu, zarejestrowane podczas lektury książki, dotyczy samego jej autora: Jako chrześcijanin, nie jestem wyznawcą Papieża, a jako filozof nie jestem posłuszny w myśleniu. Tym stwierdzeniem zapewne narażam się licznym innym autorom, którzy w ciągu minionych kilku dziesięcioleci napisali wiele przypisów do Jana Pawła II, ale także narażam się wielu proboszczom, którzy w swoich kościołach wizerunkami Ojca Świętego niemal pozasłaniali krzyże. Trudno. Myślę jednak z nadzieją, że takie postawienie sprawy na wstępie jest intelektualnie uczciwe. Uwagi poczynione niżej nie mają charakteru laurki wystawionej książce Jana Pawła II. Są natomiast próbą intelektualnego rozeznania wybranych z niej wątków. Pod względem klasyfikacyjnym rozeznanie to lokuje się w obrębie filozofii praktycznej i stanowi próbę refleksji o szeroko pojętym charakterze metaetycznym”.

Więcej w: Wojciech Zieliński, O pamięci i tożsamości człowieka działającego, w: Wokół Pamięci i tożsamości, red. A. Olech, M. Rembierz, Poznań 2010, s. 77-88.