- Dzisiejszy uniwersytet jest niczym publiczna giełda wielo-towarowa.
- Dostawcami towarów (wiedzy) są podmioty nieokreślone – podejrzane TIR-y ciągną całymi kolumnami ze stron rozmaitych, rozjeżdżając przy okazji lokalne podwórka.
- Pracownicy naukowo-dydaktyczni – coraz ładniejsi i coraz sprawniejsi, ale niczym robotnicy najemni bez własnych środków produkcji – kręcą się pomiędzy regałami, by zadośćuczynić wymagającym klientom. Usługują jednak tylko w ściśle określonych godzinach pracy, by nie spóźnić się na inne, mniejsze giełdy niepubliczne.
- Przekaz wiedzy odbywa się niczym jednokierunkowy transfer danych, i dopiero życie pokaże, czego nauczyli się – a właściwie jak ukształtowali się – absolwenci. (Owszem, zegar rozwoju społecznego tyka bardzo spokojnie, choć być może jest to zegar bomby z opóźnionym zapłonem).
- Potwierdzeniem transferu danych jest paragon – tzn. lepiej lub gorzej rozwiązany test egzaminacyjny (potem trzeba już tylko wypełnić odpowiednie rubryki w protokołach, kartach, indeksach itp.).
- Dialog intelektualny sprowadza się do poziomu pozdrowień: dzień dobry – do widzenia (a i to nie zawsze ma miejsce).
- Nie musi tak być.
Więcej w: Wojciech Zieliński, O etyce uniwersytetu kilka uwag zaangażowanych, „Magazyn Literacki aha!” (Polish Monthly Magazine, Vancouver, Canada), 2008, nr 150, s. 2-3.