poniedziałek, 21 listopada 2011

Polska „Solidarność”

„była i pozostaje wydarzeniem moralnym. Jakością, w ramach której, upodlony systemem, pojedynczy i zwyczajny człowiek stał się na ten krótki historyczny moment podmiotem społecznego działania. Wcale nie stał się przez to doskonały i wcale nie wyparowały jego liczne wady, tak trafnie malowane kiedyś filmami Stanisława Barei. W tym kontekście wątpliwe wydaje się przekonanie, że «Solidarność» cechowała «jedność w różnorodności» i szlachetny polityczny pluralizm (…). To była raczej jedność w jedności oporu przeciwstawiona jedności betonowej władzy. A mówi o tym przede wszystkim bezpośrednie doświadczenie tamtego czasu. Być może doświadczenie naiwne, tak jak naiwnym okazało się owo poczucie solidarnościowej jedności w Polsce lat dziewięćdziesiątych, ale za to doświadczenie proste – w przeciwieństwie do treści naukowych rozpraw, rozdrabniających, a czasem niepostrzeżenie wtłaczających rzeczywistość w arbitralnie skonstruowane myślowe schematy. O tym, że «Solidarność» była wydarzeniem napisano jednak powyżej nieprzypadkowo. Bo właściwie nie wiadomo, jak długo ta ważność zwyczajnego człowieka utrzymała się na powierzchni politycznych przemian – czy aż do dnia ogłoszenia stanu wojennego, czy może tylko do chwili podpisania Sierpniowych Porozumień. Po roku 1989. chętnie podpierano się autorytetem zwyczajnego człowieka – i czarni, i czerwoni, i szarzy, i zieloni chętnie korzystali z jego kartki wyborczej, niewiele później oferując w zamian, a nierzadko – w poczuciu niezadowolenia z osiągniętych wyników – narzekając na zwykłego człowieka, że kolejny egzamin z demokracji oblał”.

Więcej w: Wojciech Zieliński, O „Solidarności” z dystansu, recenzja: [„Solidarność” w imieniu narodu i obywateli, red. M. Latoszek, Kraków 2005], „Środkowoeuropejskie Studia Polityczne”, 2006, nr 2, s. 231-236.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz