
Spory o jakość badań i naukowe poziomy uprawianej profesji jedni i drudzy okraszają zręcznym korzystaniem z systemowych pieniędzy. A ponieważ pula środków nie jest bezdenna, toczy się walka o dostępność poidła. Ci, którzy w owej walce nie uczestniczą, ale jakimś cudem z instytucji naukowych jeszcze nie wylecieli, pozostają frajerami, naukowymi nieudacznikami lub tym podobnymi. Tymczasem nauka, która pisze samą siebie, czyta samą siebie i recenzuje samą siebie, poza samą sobą niczego nie wytwarza. Przyglądają się jej potencjalni akcjonariusze, a gdy reflektują, że taka nauka nie jest dla nich i że sami nie chcą się jej, funkcjonującej w takiej wsobnej postaci, oddawać, odchodzą do innych sfer życia, ze świadomością częściowo zmarnowanego na naukę czasu. Tak rozumiem między innymi liczne odejścia studentów z uczelni już w pierwszym roku studiowania. Rezygnują ze studiów, ale nie z rozsądku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz