Po obiedzie do Biedronki, a tam regał z płytami. Leżały w bezładzie, więc w parę minut wszystkie poukładałem. I wybrałem sobie kilka z filmami – każdy za niecałą dychę.
– Zobaczymy, co słychać na Marsie – pomyślałem. – Jak się tam sprawuje Matt, nazwiskiem Damon…
Dopiero po obejrzeniu filmu (dwa lata po premierze) przeczytałem, że otrzymał nagrodę w kategorii „najlepsza komedia lub musical”. No i stało się jasne, skąd tu też Jeff Daniels…
A wystarczyło przecież zawczasu rozprawić się z filmem, posłuchać znawców kina, poczytać komentarze widzów lub, nieco uważniej, opakowanie płyty, by dowiedzieć się w porę, co biorę na ekran; by dramatu odludka nie szukać w głupawce.
Rozczarowanie? Ależ skąd! Wszak wystarczy nie mieć oczekiwań, aby nie przeżywać też rozczarowań. Więc, gdy znowu w Czarnej Wodzie odwiedzę Biedronkę, sprawdzę, jak tam płyty, czy poukładane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz