sobota, 29 stycznia 2011

Studenci napisali…

W odpowiedzi na moje pytania dotyczące etyki w różnych obszarach stosowanej, studenci napisali między innymi:

Zauważana jest łatwość, z jaką człowiek przyswaja treści płynące z mediów czy innych źródeł manipulacji. Sugeruje się opiniami innych, często nie ma własnego zdania, „nie wybija się ponad szereg”. Przejawem tego jest niski poziom debat akademickich, gdzie mało osób chce się w ogóle wypowiadać, a najczęściej się w nie nie angażuje. W zbiorowości człowiek potrzebuje większej kontroli własnej, po to, by wzrastały szanse zaistnienia etyki w wielu dziedzinach i aspektach życia (Małgorzata).

Konwersatoria stały się wykładami, przez które studenci w większości „prześlizgują się”, w zasadzie nie uczestnicząc w nich. Ćwiczenia, miast dać możliwość zabrania głosu, odbierają go. Zbyt duża liczba studentów na nich nie odzywa się, bo każdy myśli, że zrobi to ktoś inny i w duchu liczy na to. Za to „wzywanie” do odpowiedzi przywołuje negatywne odczucia jeszcze ze szkoły średniej. Studia nie mają być przedłużeniem liceum. Powinny wyrabiać w nas samodzielne, twórcze myślenie. Bat nad głową niestety powoduje skutek odwrotny. Życzyłabym sobie, aby każde zajęcia były szansą dla każdego, gdzie każdy głos ma swoją wartość i każdemu poświęcana byłaby uwaga; zamiast przedstawiania tematu w formie monologu, raz na jakiś czas wspartego prezentacją (Joanna).

Przejawem zbiorowej bezmyślności są zachowania studentów, którzy kserują notatki nie wiedząc od jakiego autora pochodzą, czy są to na pewno dobre notatki; byle coś mieć i mieć spokojne sumienie, że jednak coś się robi. Jak tylko widzą większą grupę znajomych czekających w kolejce na ksero z kilkoma kartkami, od razu instynktownie przyłączają się do nich… A kiedy ktoś niedaleko nas upuści swoją torbę tak, że wylecą z niej książki, zeszyty, jakieś długopisy itp., nie zawsze otrzyma pomoc od drugiej osoby. Chociaż doskonale wiemy, że należy w takiej sytuacji pomóc, bo tak zostaliśmy wychowani lub mamy świadomość, że tak postępuje człowiek dobry (Agnieszka).

Wśród studentów panuje przekonanie: „nauczyciel ma zawsze rację i nie powinno się z tym dyskutować”. To jest poważny błąd, ale niestety powszechny w naszym systemie edukacji. Myślę, że brakuje nam – studentom i uczniom, ale także nauczycielom – pewnego dystansu do instytucji szkoły czy samego nauczania, ponieważ wszystko od lat jest ujęte w ten sam schemat. Egzaminy w formie testów czy odpowiedzi ustnych – trzeba się „wstrzelić” w klucz, żeby zdać i to jest najważniejsze. Żadnej szerokiej wiedzy, dyskusji – po prostu nauczenie się formułek i po egzaminie. Niestety, prawda jest taka, że w ten sposób najczęściej myślą obie strony – żeby się za bardzo nie napracować. Jest także druga odsłona egzaminowania. Zdarzają się wykładowcy, którzy nie mają dobrego mniemania o studentach, uznają ich za „zbiorowości niemyślące”. Dlatego czuję pewien niesmak obserwując zachowania niektórych osób, bo przecież powinny być dla nas inspiracją, pomocą w rozwijaniu się i zdobywaniu wiedzy. Czasem, patrząc na niektórych nauczycieli czy wykładowców mam wrażenie, że jesteśmy dla nich, by mieli gdzie pracować i skąd dostawać pensję. Wiadomo, nie wszyscy studenci są tak samo zdolni, inteligentni i chętni do pracy – rozumiem, że to może być przyczyną frustracji, ale jeśli się czegoś nie lubi, np. pracy ze studentami, to po co w ogóle zaczynać? (Martyna).

Dlaczego nie ma przedmiotu, który wprowadzałby studentów w historię socjologii polskiej? Kojarzymy nazwiska polskich klasyków, ale niestety nie mamy pojęcia o ich dorobku. Kolejnym problemem jest brak zajęć o typowo polskich problemach, zagadnieniach, czy chociażby badaniach. Mieszkamy w Polsce i to nasze otoczenie powinno nas obchodzić najbardziej i to o nim powinniśmy uczyć się na studiach, aby później móc się nim odpowiednio zająć (Milena).

Najprostszym powodem, dla którego tematyka polska powinna być podejmowana na studiach socjologicznych jest to, że odwoływanie się przez wykładowców do problemów życia codziennego jest najłatwiejsze do zrozumienia przez studentów. Byłoby szaleństwem wymagać od studentów, by rozumieli wszystkie kultury, tylko nie własną. Nie powinniśmy się wzbraniać od tematu „Polska”. I tak od niego nie uciekniemy, a co gorsza, próba taka może się skończyć w socjologicznym „nigdzie” – ot, zacytujemy kilku znanych socjologów, rzucimy dygresję na poziomie wiedzy potocznej i zamilkniemy, gdyż więcej mówić nam się nie zechce, bądź uznamy, że nie wypada. Jest to ucieczka dla leniwych i gnuśnych, ludzi lękliwych i dbających bardziej o ilość publikacji naukowych niż o faktyczną społeczną zmianę. Można by przy okazji zadać sobie pytanie, co takiego jest w terminach takich jak „polski”, „patriotyzm”, „Ojczyzna”, że budzą tyle dyskusji. A może raczej nie budzą i należy się pytać, czemu w ogóle zadajemy sobie pytanie o dopuszczalność tych kategorii, podczas gdy kategorie takie jak „gender”, „równość szans”, czy „problematyka płci” są już na stałe wpisane w socjologiczny dyskurs (Dominik).

Niewiele wskazuje na to, by w najbliższym czasie szeroko pojęta sytuacja moralnie problemowa polskiej edukacji i nauki uległa radykalnej – faktycznej, a nie jedynie biurokratyczno-statystycznej – poprawie. No, chyba że takowa zmiana w jakiś radykalny sposób zostanie wywołana. Niezależnie od tego jednak, permanentnie obowiązujące – a dla humanisty(ki) kluczowe – wydaje się pytanie podmiotowe w mikroskali moralnej: Jaki i w imię czego realizowany jest mój osobisty udział w kształtowaniu obecnych warunków studiowania i pracy naukowo-dydaktycznej?…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz