W ciągu kilkunastu dni czerwca i początków lipca, z racji funkcyjnych dane mi było po raz kolejny przewodniczyć licznym egzaminom dyplomowym w macierzystym
Instytucie. Seria kilkudziesięciu takich egzaminów w stosunkowo niedługim czasie to dla mnie zawsze cenna lekcja wiedzy kierunkowej - z zakresu socjologii i filozofii - ale także duża porcja obserwacji zachowań i postaw osób egzaminowanych i egzaminujących. Notka niniejsza jest niewyczerpującym zapisem tego doświadczenia - w kilku punktach przedstawiam to, co zauważyłem już wielokrotnie:
(1) egzaminowanym towarzyszy często niewiara we własne umiejętności
samodzielnego myślenia i nieraz wręcz gorączkowe poszukiwanie 'gdzieś w
głowie' wyuczonych, encyklopedycznych odpowiedzi na zadane pytania - sytuacja ta, w moim przekonaniu, mówi coś nie tylko o zdających, ale także o sposobie kształcenia, który, może czyniąc zadość własnym dyrektywom biurokratycznym, nie rozwija w pełni twórczego podejścia do uprawianej dyscypliny nauki
(2) niezależnie od powyższego, egzaminowani balansują nieraz pomiędzy sztywnym spięciem a
wyluzowaniem, a jedno i drugie nie służy dobrze egzaminacyjnej sprawie - pierwsze powoduje, że
posiadana wiedza wydobywa się z trudem, utrudniając uzyskanie wysokiej oceny, drugie niejednokrotnie wprawia w zakłopotanie
członków komisji i skutkuje, w razie braku samodyscypliny zdających, koniecznością przywołania 'luzaka/luzaczki'
do egzaminacyjnej powagi
(3) w gronie egzaminowanych zauważalny jest brak istotnych
kompetencyjnych i społecznych różnic pomiędzy studiującymi stacjonarnie i
niestacjonarnie - zarówno w jednej, jak i w drugiej grupie ujawniają się
osoby mniej lub bardziej zdolne, pracowite, także zawodowo pracujące,
wychowujące dzieci, łączące wiele aktywności i …zestresowane; bywa, że,
dające się czasami zauważyć wśród niektórych przedstawicieli kadry
akademickiej, 'oko przymrużone' na studiujących zaocznie otwiera się
szeroko, gdy osoba egzaminowana z tego grona wykazuje kompetencje,
pewność i swobodę wypowiedzi wykraczające daleko powyżej średniej
egzaminacyjnej; bywa także, że zdający 'pewniak', uczelniany prymus-aktywista na egzaminie końcowym wypada blado
(4) w gronie pytających spieramy się czasami o kwestie podstawowe - oto ktoś z komisji zadaje protokołowane pytanie, na przykład o jakieś pojęcie elementarne dla przedmiotowej dyscypliny, osoba egzaminowana lepiej lub gorzej na to pytanie odpowiada, by po chwili …ustąpić pola członkom komisji, forsującym własne i, jak się okazuje, nieoczywiste rozumienie spornego pojęcia; rzec można, nauka jest bytem żywym…
(5) miewamy kłopoty z ocenianiem - szukamy uniwersalnego klucza oceny doskonałej, rodzą się więc w niektórych pokusy drobiazgowej formalizacji składników i procesu oceny, co docelowo miałoby zmniejszyć podmiotowy ciężar decydowania o końcowej nocie, duży zwłaszcza wówczas, gdy kolejno egzaminowane osoby okazują się znacznie bardziej 'skomplikowane' niż obowiązująca ich skala oceniania, i gdy po raz kolejny okazuje się, że ocena ocenie pozostaje nierówna…
(6) a gdy zmęczenie przeważa, pojawia się …'głupawka', zarażająca nieraz wszystkich uczestników egzaminu dyplomowego; owszem, na dłuższą metę nie przystoi temu folgować, na krótszą jednak - jest to swego rodzaju wentyl bezpieczeństwa pozwalający przywrócić egzaminowi jego zwyczajne, a więc po prostu ludzkie oblicze.
Zachętę do zebrania i zapisania w blogu tych kilku refleksji zawdzięczam koleżance Dorocie, którą z tego miejsca serdecznie pozdrawiam!