Jakiś czas temu na stronie internetowej portalu Fronda.pl przeczytałem artykuł ks. Roberta Skrzypczaka, zatytułowany Wznieśmy toast: za sumienie i za papieża! (2010). Autor przywołuje w nim postać Johna H. Newmana (1801-1890) – angielskiego duchownego i filozofa wiary, konwertyty (1845) z anglikanizmu na katolicyzm – który 19 września 2010 r. został wyniesiony na ołtarze przez papieża Benedykta XVI i o którym Papież wyraził się wówczas następująco: „W błogosławionym Johnie Henrym tradycja szlachetnej uczoności, głębokiej mądrości ludzkiej i niezgłębionej miłości do Pana zrodziła bogate owoce, jako znak stałej obecności Ducha Świętego w głębi serca ludu Bożego, przynosząc odtąd obfite dary świętości” (podaję za https://ekai.pl/wydarzenia/temat_dnia/x33059/nowy-blogoslawiony-john-henry-newman/). Dodajmy, że dniem liturgicznego wspomnienia bł. Johna H. Newmana ustanowiono 9 października.
We wskazanym na wstępie artykule ks. Skrzypczak tak pisał o Newmanie i Benedykcie XVI:
„Obu łączy poszukiwanie wiary solidnie uzasadnionej danymi rozumu, brak lęku wobec postępu i zdobyczy nauki oraz zainteresowanie dialogiem ze sposobem myślenia współczesnego człowieka. Beatyfikacja kardynała Newmana oznacza zaproponowanie uwadze opinii publicznej «człowieka sumienia», jak go nazwał papież. Angielski konwertyta podejmował się wyjaśnienia ludzkiej egzystencji, wychodząc od danych sumienia, tego niezwykłego organu duchowego, w którym odbywa się dialog pomiędzy Bogiem a duszą człowieka. Dla niego sumienie było królową życia moralnego, której nic i nikt nie ma prawa pozbawiać tronu”. Przy tym, Autor artykułu za Błogosławionym podkreślił: „Dla człowieka wiedzionego autentycznym pragnieniem poznania [prawdy] nie może istnieć żaden antagonizm pomiędzy wiarą a rozumem, wolnością a sumieniem. Wszystkie one wzajemnie się potrzebują i podtrzymują”. I wszystkie „są tymi elementami rzeczywistości, które razem przetrwają bądź też razem legną w gruzach”.
12 maja 1879 roku John Henry Newman został przez papieża Leona XIII ustanowiony kardynałem – przyjął wówczas zawołanie: Cor ad cor loquitur (serce mówi do serca). Pociągało go bowiem – przypomniał ks. Skrzypczak – „chrześcijaństwo mądre i potrzebne człowiekowi, radosne i pogodne. Chrześcijaństwo Boga, który pokochał ludzi w Chrystusie”.
Chętnie, gdy tylko mam możliwość, sięgam do lektur związanych z postacią i twórczością Johna H. Newmana. Swego czasu studiowałem je dokładniej, pisząc pracę magisterską o – niejako czerpanej z analizy sumienia – argumentacji za istnieniem Boga. Moje poczynione przy tej okazji refleksje o byciu człowiekiem sumienia i o uosobieniu tego w biografii Newmana, opublikował później tygodnik „Niedziela” (1995). W tym miejscu chciałbym przywołać trzy myśli wzięte od samego Newmana, by zachęcić do łącznej refleksji nad nimi:
(1) „To, jakim jestem, jest wszystkim, co mam. Stanowi to mój istotny punkt widzenia, który muszę przyjąć z góry jako prawdziwy, inaczej myśl jest tylko czczą zabawą, niewartą zachodu”. (2) „Jeśli próbujemy uczynić człowieka moralnym i religijnym przez biblioteki i muzea, to konsekwentnie weźmy sobie chemików na kucharzy i mineralogów na murarzy”. (3) A „jeżeli chodzi o skuteczność działania, to nawet fałszywe poglądy mają większy wpływ na otoczenie i zapewniają większy szacunek, niż brak jakichkolwiek poglądów”.
Znam ludzi zarazem dobrze wykształconych i gorliwie wierzących, a jednocześnie – przynajmniej takie odnoszę wrażenie – pozbawionych tej mądrej prostomyślności wskazywanej przez Newmana. Zawsze gotowi do mierzenia innych nie tylko wzrokiem, znają właściwy poziom wiedzy, kultury, obycia, uprawianej nauki lub sztuki, świadczonego patriotyzmu i tym podobnych – wymagany do tego, by uznanym być w danym zakresie za kompetentnego, uprawnionego, powołanego do danego działania. O niektórych takich recenzentach cudzych kompetencji wręcz myślę, że być może już siedzą po Boskiej prawicy – znając wieczną Prawdę, Dobro i Piękno bez pośrednictwa doczesnych namiastek – a chwilowo tylko goszczą na ziemskim padole, oddelegowani do tutejszego plebsu, by przekonać się, jak tenże niskiego jest poziomu i stanu…
Newmana pamiętam zupełnie inaczej – jako chrześcijańskiego miłośnika mądrości, oddanego Absolutowi, ale przy tym otwartego na prostotę ludzkiego doświadczania wiary, moralności i wiedzy. Ta chrześcijańska, ewangeliczna otwartość, czerpana choćby z jego Logiki wiary (tyt. oryg. An Essay in Aid of a Grammar of Assent, 1870), pozwala szanować człowieka kierującego się w działaniu własnym sumieniem i dostrzegać wagę okoliczności i procesów, jakie takim go ukształtowały. I pomaga zrozumieć, dlaczego zasoby bibliotek, muzeów i innych instytucji wysokiej kultury nie wystarczą, by same przez się kogokolwiek uczynić mądrym i dobrym.
[Wojciech E. Zieliński, Newman i prostomyślność, "Na Rozstajach", 2017, nr 1 (298), s. 12.]
chronione przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych
poniedziałek, 30 stycznia 2017
Newman i prostomyślność
Etykiety:
Benedykt XVI,
działanie,
edukacja,
etyka,
filozofia,
kultura,
Leon XIII,
moralność,
Na Rozstajach,
nauka,
Newman,
patriotyzm,
racjonalizm,
religia,
Skrzypczak,
sumienie,
wiara,
współczynnik humanistyczny
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz